piątek, 21 sierpnia 2015

..............................





--------------część pierwsza

Witam, mam na imię Bob D, Bob alkoholik. Jestem trzeźwy dzięki łasce Bożej i dzięki pracy na Krokach, na tym Programie zawartym w Anonimowych Alkoholikach. Również dzięki temu, że poddałem się procesowi bycia sponsorowanym i ciągłemu procesowi pomagania innym alkoholikom. Nie piję od 31 X 1978r. Jeśli moglibyście zachować chwilę ciszy a później poproszę was o modlitwę . Boże pozwól mi odłożyć na bok wszystko co ja myślę o Tobie, wszystko co ja myślę, że ja wiem o sobie, wszystko co ja myślę, że wiem o innych ludziach i wszystko co ja myślę, że wiem na temat tego programu i procesu trzeźwienia, żebym miał nowe doświadczenie w Tobie Panie, nowe doświadczenia ze sobą, nowe doświadczenia z innymi i co jest bardzo mi potrzebne – nowe doświadczenia w tym Programie. Amen
Ta modlitwa jest największą moją bronią, która broni mnie przed moim własnym ego. Jest taka stara historia buddyjska o starym chińskim farmerze. Jest bardzo stary i bardzo mądry i pracuje na polu dla pana.  I pracuje z własnym synem ale oni nie są posiadaczami ani tych narzędzi ani tej ziemi.  Jest tylko właścicielem konia. To jest cały jego majątek. Pewnego dnia ten koń uciekł. I jego przyjaciele i współmieszkańcy przyszli do niego żeby go pocieszyć w tej jego wielkiej stracie jakiej doznał. A ten stary człowiek wzruszył ramionami i powiedział – ja tak naprawdę nie wiem czy to jest złe czy nie. Popatrzyli na niego jakby był idiotą i spytali – czy ty coś tam palisz ? Straciłeś wszystko i nie sądzisz, że to jest coś złego ? A on ciągle powtarzał – może to jest a może nie jest złe. Parę dni później on i jego syn stali gdzieś na zewnątrz przy zagrodzie, wrota są otwarte i okazuje się, że ten koń wraca z całym stadem innych dzikich koni. I ten koń wprowadza całe to stado do zagrody a syn zamyka bramę. W tym momencie stary stał się najbogatszym człowiekiem w dolinie. Sąsiedzi, przyjaciele, wszyscy przychodzą żeby mu pogratulować bogactwa. Stary człowiek znowu wzrusza ramionami i mówi, że nie wie za bardzo czy to jest dobre czy nie. Oni znowu patrzą na niego zdziwieni i mówią – jak ty możesz myśleć, że nie wiesz czy to jest dobre, ty jesteś jakiś dziwoląg. Wszyscy kręcą głowami. Parę dni później jego syn próbował ujeździć jednego z tych koni i spadł i połamał się. I syn nie może ani pracować ani chodzić. I znów sąsiedzi i przyjaciele przychodzą żeby go pocieszyć w związku z tym, że tak źle się wydarzyło. Stary człowiek robi to co zawsze, czyli mówi, że nie wie czy to jest złe czy dobre. A oni – jak możesz być tak oziębły. Twój jedyny syn jest tak połamany a ty mówisz, że nie wiesz czy to jest coś złego ? Tydzień później chińska armia przyszła żeby zabrać młodych ludzi z tej wioski na wielką bitwę w  której wszyscy mogli zginąć . I tylko tego syna nie wzięli, dlatego, że był połamany. Ten stary człowiek wiedział jedną z najważniejszych rzeczy jaką można wiedzieć – że on po prostu nie wie.
Ja omal nie umarłem przez alkoholizm ponieważ nie byliście mi w stanie nic powiedzieć. Zrujnowałem swoje życie leżąc w rynsztoku i dalej uważałem , że jestem najmądrzejszy. Pasowałem do starej prawdy, że alkoholikowi nie można nic powiedzieć. Jedną z najtrudniejszych rzeczy w moim życiu było to, by przyznać się do tego, że byłem alkoholikiem. Na początku rozdziału III-ego „Więcej na temat alkoholizmu”  jest takie zdanie, że większość z nas nie była w stanie przyznać się do alkoholizmu. Ja nie chciałem być alkoholikiem. Ja miałem alkoholików w mojej rodzinie i ja ich nienawidziłem. Wolałbym być narkomanem bo większość gwiazd rockowych jest narkomanami. Wolałem być psychicznie chorym pacjentem, bo wszyscy by mi współczuli a do tego dostawałbym tabletki. Lubię współczucie i tabletki. Ale nie chcę być alkoholikiem. Ale jestem. Ludzie, którzy kłócą się z tą prawdą są chorzy. Nie wiedziałem co to znaczy być alkoholikiem. Musiałem się tego nauczyć. Dr Silkword w „Opinii lekarza” przedstawia dwa symptomy alkoholizmu. Pierwsza rzecz o której mówi to jest ta alergia na alkohol, która przejawia się łaknieniem alkoholu. Gdy byłem młodym człowiekiem zostałem wysłany z jakiejś instytucji do AA.  Członkowie AA starali mi się wytłumaczyć ten fenomen łaknienia. Myślałem – ja tego nie mam. Ja piję, w wyniku tego wpadam w jakieś kłopoty, ale wszyscy tak mają. Siedziałem raz na mityngu AA i pewna kobieta opowiadała swoją historię, o czymś co się wydarzyło w czasie jakiejś imprezy. Więcej się dowiedziałem o sobie słuchając was niż przez całe lata będąc na terapiach. Ona opowiadała, że kiedyś na jakiejś imprezie napiła się jeden kieliszek wina. Słuchając tego przypomniało mi się, że i mnie wydarzyło się coś podobnego gdy miałem 18 lat. Gdy miałem te 18 lat byłem przekonany, że nie jestem alkoholikiem. W tym czasie brałem dużo narkotyków. Miałem dziewczynę, która zaprosiła mnie do swojego domu aby spotkać się z jej rodzicami na obiedzie. Usiadłem przy tym stole a oni postawili butelkę wina. To była bardzo mała butelka wina. Taka Al.-anonowska. Nie taka jaką ja lubię. I oni nalali prawie wszystko do jednego kieliszka. Wypiłem to szybko bo bałem się, że to się zbyt szybko ulotni. Wypiłem dwa kieliszki, butelka była już pusta a oni pili jeszcze te swoje pierwsze. Nie ma pojęcia na czym polega ta alergia. Siedzę tam dalej i po wypiciu tych dwóch kieliszków jestem dość poirytowany tą konwersacją przy stole. Przedtem wydawało mi się to w porządku ale teraz wydawało mi się to bardzo głupie. Ale nic nie mówię, bo staram się być miłym człowiekiem. W końcu zdecydowałem się powiedzieć – mój Boże, ale to było dobre wino, czy macie więcej ? Powiedzieli – nie – i gadali dalej. Siedzę tam, a w mojej głowie kotłują się myśli. W końcu powiedziałem – wiecie, ja lubię też piwo. Powiedzieli- bardzo nam przykro, nie mamy piwa ale jak następnym razem przyjdziesz, to będziemy mieli. I siedzę przy tym stole i mam wrażenie , że za chwilę postradam zmysły.  Przeprosiłem, wyszedłem do łazienki i sprawdziłem wszystkie szafki. Znalazłem tam jakiś syrop na kaszel, który miał 38% alkoholu i kodeinę – jako bonus. Wypiłem to bardzo szybko. Cały kołowrót w mojej głowie jakby ulotnił się. Poczułem ulgę. Wróciłem do tego stołu i wymyśliłem jakąś wymówkę, że mam coś ważnego do zrobienia i muszę wyjść. Wsiadłem do samochodu i pojechałem wzdłuż ulicy z dozwoloną prędkością. Za rogiem zakręciłem i pojechałem jak wariat do przyjaciela, który miał dużo alkoholu. Dlatego, że wypiłem tylko dwa kieliszki wina. Byłem jedynym alkoholikiem w tym domu , przy tym stole. Gdyby nas było więcej to wszyscy przeglądalibyśmy te szafki w łazience. Niezależnie od tego jakie problemy miałbym z innymi substancjami, czy innymi sprawami życiowymi, to jako alkoholika definiuje mnie to, że mam alergię na alkohol. To, że wypiję trochę alkoholu i mam potrzebę wypicia więcej, to jest tylko jeden aspekt alkoholizmu. Dr Silkword mówi o drugim aspekcie. Ta druga sprawa powoduje, że alkoholizm to jest choroba śmiertelna. Jak tylko przestaje pić, zaczyna być trzeźwy, to dzieje się coś takiego, co tylko chronicznym alkoholikom się przydarza. Zaczynają się pojawiać uczucia. Małe uczucia. Niepokój. Niemożność czucia się bezpiecznym gdziekolwiek. Takie uczucie, że gdziekolwiek bym nie był to pojawia się uczucie, że nie powinienem tu być. Jestem jak pies, który biega po pokoju i szuka swojego miejsca ale nie może go znaleźć. Drugi symptom o którym mówi dr Silkword to jest irytacja. Ja nie sądzę żebym był poirytowany. Nie chcę być irytujący bo poirytowani ludzie irytują mnie. Gdy trzeźwieję zdaję sobie sprawę jak głupi są inni ludzie. Gdziekolwiek pójdę to widzę głupich ludzi. To jest dar (śmiech).  Ponieważ jestem niespokojny, to bardzo chcę im powiedzieć jak oni są głupi. To powoduje, że abstynencja czyni mnie samotnym. Nie mam bliskości z ludźmi gdy jestem trzeźwy (suchy). Czuję się oddzielony od innych ludzi. W takich pokojach, salach jak ta, mam wrażenie, że jesteście wy wszyscy i tylko ja. Trzeci symptom to jest niezadowolenie. Alkoholizm może być chorobą chronicznego niezadowolenia czy też poczucia się jak wieczny malkontent.  Gdziekolwiek trzeźwieję mam uczucie jakby czegoś brakowało. Nie wiem co to jest. Zaczynam kupować, zbierać rzeczy żeby wypełnić tę pustkę. Cokolwiek przygarnę do mojego życia szybko matowieje czy traci blask. Żyję w życiu trzeźwej pustki. Ja widzę rzeczy, które zmieniłyby moje życie – na przykład tamta robota byłaby lepsza. Dostaję tę robotę a już za trzy tygodnie wszyscy są głupi. Widzę jakąś dziewczynę i myślę – z nią to byłoby idealnie. Trzy tygodnie później – ależ się myliłem. Nie jestem w stanie zmienić tego, co jest we mnie złe.  Dr Silkword mówi, że te uczucia są we mnie tak długo, aż się nie napiję. Ta choroba pracuje we mnie bardzo powoli, ale też ciągle postępuje. Na pierwsze mityngi AA przyszedłem gdy miałem 19 lat. Do picia wracałem przez około 6 lat. Od czasu do czasu trzeźwiałem i przysięgałem, że już nigdy więcej nie podniosę kieliszka, a te uczucia pracowały we mnie żebym zmienił to postanowienie. Aż do momentu, do dnia, kiedy już nie miałem innej możliwości tylko się napić. Co ciekawe, dwa dni przed wypiciem ja bym przysiągł, że nie wypiję. Zwykle jest tak, że kiedy piłem od nowa, moje życie materialne stawało się lepsze. To dobrze wyglądało na zewnątrz natomiast wewnątrz mnie nie było tak. Ja nie wiem dlaczego. Więc podnoszę ten kieliszek w nadziei, że mi to ulży ale znowu , po raz kolejny palę za sobą mosty swojego życia. Przechodziłem przez to przez 6 lat aż w 1978 r chciałem odebrać sobie życie. Nie wyobrażałem sobie dalej życia pijąc, bo życie mnie niszczyło. Moje picie na końcu było patetyczne. Piłem w samotnej depresji. Zastanawiałem się dlaczego już nie gram w zespole. Zastanawiałem się dlaczego nie mam przyjaciół. Z łatwością przypominałem sobie dni, kiedy picie alkoholu dawało radość ale w tamtym momencie nie byłem w stanie tego uzyskać. Ale w tym samym momencie nie jestem w stanie wyobrazić sobie życia bez alkoholu. W abstynencji czuję się jakbym był w więzieniu. I przychodzi punkt zwrotny . Nie ma odpowiedzi ani jak żyć z alkoholem ani jak bez niego. W takim momencie przychodzą myśli o samobójstwie.

--------------------------część druga

W rozdziale „Więcej na temat alkoholizmu” Bill mówi o dwóch iluzjach. Że każdy alkoholik ma w głowie myśl, że któregoś dnia przestanie pić, że będzie mógł normalnie pić. Takie dwie iluzje. To jest jakieś nieporozumienie, wiem, że nie mogę pić ale zawsze wracam do tego. Mam nienormalną reakcję do abstynencji. Jest taka stara historia – jak ugotować żabę. Żaby mają silne nogi. Jeśli masz garnek z gorącą wodą i jeśli tę żabę  do niej wrzucisz to ona wyskoczy z tej wody. Najlepszym sposobem na ugotowanie żaby jest wziąć garnek z ciepłą wodą. Wsadzić do niej żabę. Żaba w takiej wodzie będzie się czuła komfortowo. Jeśli powoli będziemy podwyższać temperaturę, to żaba nawet nie zorientuje się, kiedy zostanie ugotowana. Mój alkoholizm działa na mnie właśnie dokładnie tak samo. Przez wiele lat prowadziłem mityngi na detoksie. Rzadko się zdarza, żebym nie spotkał kogoś na detoksie kto miał 10 lat trzeźwości. Na tydzień przed dniem upicia się oni nie mieli pojęcia, że się upiją. Żaba nie wie, że woda się podgrzewa, przystosowuje się do tego. Dr Silkword mówi, że nasze życie, życie alkoholików staje się dla nas normą. Problemem nie jest picie tylko abstynencja. Są dwa typy alkoholików. Jeden uważa, że musi przestać bo inaczej umrze. Wie, że jak nie przestanie to jego życie tak naprawdę jest skończone, więc postanawia żeby nie brać tego pierwszego kieliszka i nigdy nie podnosi go. Przychodzi na spotkania AA i są one dla niego przypomnieniem, że nie powinien pić, że nie może. Ten alkoholik nie jest przygnębiony, nie jest rozdrażniony - po prostu pogodził się z tym, że nie może pić i nie pije. Ale są też tacy ludzie jak ja, którzy nie mogą się pogodzić z tym, że świat jest pełen takiego niezadowolenia i takich idiotów. Ja nie piję przez dni, tygodnie, miesiące - aż się pozbieram. Zwykle przed tym, gdy obsesja picia znowu powróci, najpierw zaczynam mieć potrzebę bycia wolnym. Przed tym, gdy podniosę kieliszek, zaczynam się czuć, jakbym potrzebował wyrwać się z siebie. I mogę się tu zatrzymać.
Czy ktoś z was widział film "Obcy" ? Kiedy przestałem pić, moje wszystkie emocje, moje życie, zwaliło się na mnie. I wszystko czego chciałem to uwolnić się od tych wszystkich emocji. Na str 44 ... zaczyna mówić o problemie. Mówi o czymś bardzo interesującym. Bill mówi o braku jakiejś mocy i że jej potrzebujemy. Alkohol był zwykłą mocą w pewnym okresie mojego życia. Dostarczał mi siły żeby zmieniać świat. W pewnym etapie mojego życia pracowałem w fabryce. I wtedy wszystko co się z nią kojarzyło nie podobało mi się. Nienawidziłem fabryki, miejsca pracy i ludzi. Wszyscy musieli się trzymać ode mnie z daleka. Patrzyłem się na nich takim pustym, pełnym lekceważenia wzrokiem. Wszystko mnie wkurzało. Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, który obwieszczał koniec pracy to pierwsze co robiłem to - kierunek bar. Byłem pierwszy w barze (z wszystkich z naszej fabryki). Barman już mnie znał i przygotowywał dla mnie 2 porcje whisky z kuflem piwa. Ja wypijałem to z pośpiechem. Pierwszy drink był zawsze dla mnie taką nadzieją. Kiedy wypijałem drugi obserwowałem ludzi, którzy mnie wkurzali przez cały dzień. Teraz już byłem po 4 porcjach whisky i 2 kuflach piwa. I wtedy patrzyłem na tych ludzi i coś się zmieniało - już nie byli tacy dziwni. Po kolejnych drinkach już mogłem z nimi grać w bilard a po 15 porcjach whisky gotów już byłem mówić do nich, że ich kocham. I to jest dopiero moc zmieniania świata. Bill mówi w książce, że prawdziwym problemem jest znalezienie takiej mocy z którą będziemy mogli żyć. Gdy porzuciłem alkohol i jego magiczną moc, moje życie stało się zbyt ciężkie żeby żyć. Sam ze sobą, bez alkoholu, nie byłem w stanie żyć z innymi ludźmi. Nie byłem w stanie uwolnić się od moich emocji. Nie byłem w stanie uwolnić się od moich myśli, od mojej głowy. Nie miałem siły żeby żyć. Ta książka mówi właśnie o znalezieniu tej mocy, mocy większej ode mnie samego, która pozwoli mi żyć. Jak przyszedłem do AA i przez te wszystkie lata kiedy przychodziłem i odchodziłem - uważałem siebie za ateistę. Znam prawdziwych ateistów ale ja nie byłem prawdziwym ateistą. Wszyscy prawdziwi ateiści są bardzo religijni jeśli chodzi o ich ateizm (śmiech). Jestem tego typu człowiekiem który mówi - jeśli ty mnie nie lubisz to ja ciebie też nie będę lubił. Bałem się Boga. Kiedy byłem małym dzieckiem uczono mnie o Bogu ale miałem umysł chronicznego alkoholika. Umysł, który szuka tylko problemów. I tylko znajduje problemy. Nie słyszałem wtedy o Bogu, który kocha, tylko o takim który ( szuka problemów). Słyszałem o Bogu, który ocenia. I Bóg widział w ciemnościach a to nie było dla mnie dobre bo przecież wszystkie fajne rzeczy dzieją się w ciemnościach. Ten Bóg nie tylko oceniał za to co robię ale też za to co myślę. Byłem w podstawówce, miałem może 8 czy 9 lat, uczyły mnie katolickie siostry. Uczyła mnie siostra, która była młoda, była ładna ale pewnie byłaby ładniejsza gdyby nie miała tego wszystkiego na głowie. Mówiła nam, że musimy być czyści w naszych słowach i uczynkach. Ja byłem małym dzieckiem i tylko przytakiwałem - tak, siostro. Wtedy mój umysł wyobrażał sobie ją nago. I nie mogłem go powstrzymać. I to jest rzecz, która nawet nie jest w książeczce opisana. Nie mogłem nawet iść do kościoła - wyspowiadać się z tego bo ksiądz mnie pewnie pobije. Dlatego bałem się Boga, bo wydawało mi się, że jestem wielkim grzesznikiem. Ciężko jest ufać komuś, kto wydaje się tobie, że cały czas cię ocenia. Więc kiedy przyszedłem do Anonimowych Alkoholików i usłyszałem, że jesteście trzeźwi dzięki łasce Boga, to poczułem się jakiś samotny i wyalienowany. Jeśli Bóg miałby pomóc wszystkim oprócz jednej osoby, to wiedziałem która to osoba jest (ja). To, czego uczą nas w II-gim Kroku, to to, że wszystkie nasze uprzedzenia mamy położyć obok. Że muszę być jak dziecko. Wiedzieć, że nie wiem. Moje uprzedzenia, moje stare myśli, stare opinie. Drugą ważną rzeczą w II-gim Kroku jest to, że muszę być chętny by uwierzyć i że ta chęć wystarczy. Gdy zacząłem szukać i uczyć się o tych moich uprzedzeniach, to stałem się osobą, która miała chęć poznania Siły Wyższej. Przez lata pracowałem z wieloma alkoholikami. Wydaje się, że mamy to samo uprzedzenie. Ono sprowadza się do tego co myślimy o sobie. To, dlaczego nie pozwalam innym ludziom zajrzeć do mojego środka, dlaczego nie dzielę się z nimi, powodem jest to żebyście o mnie nie myśleli tak źle, jak ja myślę o sobie. A Bóg wie o mnie wszystko. A to nie jest dla mnie dobre (tak myślałem). Kilka lat temu pojechałem do Florencji, we Włoszech. Tam w muzeum jest statua zrobiona przez rzeźbiarza z renesansu (chyba Donatellego ???). Jest to posąg Marii Magdaleny. Jest inny od wszystkich innych obrazów Marii Magdaleny, które można zobaczyć gdzie indziej. Większość renesansowych rzeźbiarzy czy malarzy przedstawiało ją bardzo pięknie z takimi długimi włosami. Maria Magdalena Donatelli jest zupełnie inna. Jest to postać naturalnej wielkości w łachmanach, ze łzami. Widać, że nie jadła, jest wychudzona. Patrząc na jej posąg można zauważyć, że ona była bita. Ktoś wybił jej zęby. Jej twarz emanuje tragicznym rozżaleniem, smutkiem. Wygląda tak, jakby była prostytutką i to takiej niskiej kategorii. I ona stoi i patrzy na posąg Jezusa, który jest na przeciwko w innej sali muzeum. Ona stoi z takimi rozłożonymi rękoma tak jakby nie była w stanie ich złożyć, by móc się modlić do Jezusa. I taki wyraz na jej twarzy z niedowierzaniem, że - to wszystko dla mnie. Jak na nią patrzyłem, stałem w tym muzeum, wśród ludzi i zacząłem płakać. To było takie doznanie jakby tak, jak wtedy gdy 78 r przyszedłem do Was i jakbym patrzył na siebie. I nie mógł uwierzyć, że Bóg jest odpowiedzią, że może się coś dobrego wydarzyć takiemu zwykłemu człowiekowi jak ja. Ale inni członkowie AA wiedzieli, że może nastąpić odkupienie bez względu na to, co ja zrobiłem w przeszłości. I zachęcili mnie żebym zaczął działać. Działać jak ktoś kto wierzy. Mój sponsor mówił mi, że każdego dnia muszę uklęknąć na kolana i prosić -to coś- to coś co jest większe ode mnie - o trzeźwy dzień. I tego samego dnia wieczorem dziękować też na kolanach tej Sile Wyższej za miniony trzeźwy dzień. Powiedziałem mojemu sponsorowi, że nie powinienem tego robić bo tak naprawdę, to ja nie wierzę w Boga i byłbym hipokrytą. Powiedział - hipokrytą byłeś przez całe swoje życie więc co to za różnica, po prostu rób to. I zacząłem to po prostu robić, zwracać tą moją świadomość ku tej Sile Wyższej i zaczęły dziać się rzeczy. Małe, wielkości (zabawki ???) Wszystkie jakoś z góry zaplanowane, żeby mi pomóc. Pewnego dnia szedłem na spotkanie AA i miałem w głowie mętlik i nie rozumiałem co się ze mną dzieje. I na tym spotkaniu była zupełnie obca osoba, która dzieliła sie dokładnie tym, co się działo w mojej głowie. I wtedy widziałem rękę tego choreografa z góry. I wtedy zaczynałem powoli wierzyć, wierzyć tak, jak potrafiłem. Każdego sierpnia jadę do Anglii robić warsztaty. Któregoś razu spacerowałem po Westminster w starej części Londynu. Wszystkie ulice są tam oświetlone przez lampy gazowe a nie przez elektryczne. Mają taki system, który włącza te lampy gazowe i potem je wyłącza. Na niektórych starych lampach można zauważyć takie namalowane na nich otworki. Kiedyś tam były takie drzwiczki. I kiedyś ludzie te drzwiczki otwierali, przekręcali i zapalali tę lampę u góry. I jak stałeś gdzieś dalej w innej części miasta, to nie widziałeś człowieka, który je zapalał ale mogłeś zobaczyć gdzie on był. Ja po dwóch latach chodzenia na spotkania AA mogłem już zauważyć gdzie była ta ręka Boga, czego dotykała w moim życiu. Tak było u mnie. Ja na początku robiłem jakieś działania, ale efekt namacalny przyszedł dopiero po jakimś czasie. Dla niektórych z nas, dla tych, którzy nie chcą wpuścić Boga w swoje życie, w pewnym momencie doznajemy takiego uczucia, że w końcu gdzieś jesteśmy. To miejsce to jest początek drogi. Na spotkaniach AA mówimy o czymś takim jak świadomy kontakt. Jest różnica między świadomym kontaktem a wiarą. Przez trzydzieści lat sponsorowałem 4 księżom. Dwóch z nich zapiło się na śmierć. W pierwszym momencie jak to się stało byłem po prostu zdumiony. Wiedziałem wtedy, że byłem trzeźwy tylko dzięki łasce Boga i jeśli ja byłem trzeźwy, to dlaczego takich dwóch wspaniałych księży nie dostało takiej szansy. Frank w ciągu dnia modlił się więcej niż większość alkoholików modli się przez tydzień. Jako ksiądz czytał więcej literatury w ciągu dnia niż my w ciągu tygodnia. Któregoś dnia zadzwonił do mnie , pijąc i płakał, że dlaczego ja, dlaczego ja muszę pić, dlaczego inni mają tę łaskę od Boga i przestają pić a ja ksiądz, ciągle piję i nie mogę przestać. I ja też się nad tym zastanawiałem. Problemem Franka nie był brak wiary, nie był też brak modlitwy, nie był brak religii - był brak mocy. Ja mieszkam na pustyni. Są tam dwa miesiące w roku gdy robi się naprawdę bardzo gorąco. To jest sezon suszy, jest tak jak w piekle. Jeślibyś przyjechał do mnie w sierpniu to mógłbym zabrać cię samochodem 30 minut od miasta do miejsca, gdzie jest największe sztuczne jezioro w okolicy. Zabrałbym cię na brzeg jeziora, pozwoliłbym ci się wykąpać, napić się tej wody i miałbyś namacalny dowód na to, że to jezioro istnieje. Pozwoliłbym ci wsiąść do samochodu w tych twoich nadal mokrych włosach i ubraniach i wywiózł bym cię na pustynię 15 minut od tego miejsca, w którym byliśmy. Dałbym ci do obejrzenia mapę jak dotrzeć z powrotem. Jeślibyś nie zapamiętał tej mapy i ruszył do jeziora, to choćbyś doskonale wiedział, że ono jest, nie dotarłbyś na miejsce i umarł z pragnienia. Problemem nie jest to, że nie wierzymy w Boga, bo wśród nas jest wielu, którzy wierzą w Boga a mimo to piją dalej. Problemem jest to, byśmy otrzymywali tę siłę w naszym życiu. Moim Pra sponsorem był człowiek - Chuck Chamberlain. Chuck zawsze mówił, że jest jeden problem, który zawiera wszystkie problemy. Problemem jest moje świadome lub nieświadome oddzielenie mnie od innych ludzi i Boga. Jest wielu alkoholików, którzy piją i umierają wiedząc, że Bóg jest, ale nie mogą Go dosięgnąć. I nie rozumieją dlaczego są od Niego oddzieleni. Jak alkoholik umiera to umiera w takim okropnym stanie samotności. W naszej książce jest mowa, że zapatrzenie w siebie, ten egocentryzm, to jest sedno naszych problemów. Problemem jest to, że jest za dużo mnie, między tobą a mną i za dużo mnie, pomiędzy mną i Bogiem. Jest tak pełno mnie, że nie ma już miejsca ani na Boga ani na ciebie. Nie wiem jak u was, ale dla mnie projektem numer jeden byłem ja. Na jednej ze stron jest mowa o tym, co w Krokach między piątym a dziewiątym, odkryjemy. Czytamy tam, że w każdym z nas jest idea Boga (tkwi fundamentalne pojęcie Boga). Któregoś dnia stałem w kolejce, żeby podziękować Chuckowi za jego przemowę. Człowiek, który stał przede mną w kolejce zapytał się Chucka - Chuck gdzie ty znajdujesz Boga ? A Chuck się zaśmiał, wskazał palcem na tego człowieka i powiedział - Bóg jest tutaj. Ja nic nie powiedziałem ale nie zrozumiałem, bo jak coś tak dobrego może być w kimś kogo ja widziałem, że jest taki słaby i niedobry. W Las Vegas jest taka kobieta, która przychodzi na spotkania i robi na drutach i to jest jej forma medytacji a w tym czasie słucha ludzi. Mój przyjaciel i ja zauważyliśmy, że jeżeli zaczniemy używać pewnych wulgarnych słów, to ona zaczyna szybciej robić na drutach. Więc chcieliśmy sprawić, żeby aż iskry leciały z tych jej drutów [....] ale zawsze słuchałem tej kobiety, bo jej słowa jakoś mnie uderzały. Na jednym ze spotkań ona mówiła o takiej czystej radości z takiego siedzenia , nie robienia niczego i bycia po prostu z Bogiem. A że ja jestem starym hipisem, to było to dla mnie coś takiego fajnego. Więc stwierdziłem, że też tego spróbuję. Poszedłem do domu i chciałem poczuć tę siłę Boga. Udało mi się wytrzymać z 20 sekund. Czułem się jakbym miał dostać za chwilę jakiegoś ataku paniki. W mojej głowie zaczęło się kotłować. Myślę, o co chodzi, co tak naprawdę jest nie tak. Mam słuchać głosu, który jest we mnie, ale coś nie tak idzie. Bill w książce mówi, że ten Bóg, który jest wewnątrz, w środku we mnie, może być zablokowany przez trzy rzeczy. Pierwszą rzeczą, która mnie może zablokować to katastrofy czy nieszczęścia. W „Opowieści Billa” Bill mówi o wypchnięciu Boga na drugi plan przez takie katastrofy. Te wszystkie głośne rozmowy w mojej głowie – one się nigdy nie kończą. Ciągle mówi i mówi i mówi mi coś w głowie. Jeden z moich przyjaciół mówił mi, że kiedyś przeczytał stary testament – księgę Genesis. Tam była mowa o wężu. Jego opis był taki inny. Był przedstawiany bardziej jako głos tego węża. Takie sssssssssssss. To syczenie. To syczenie w głowie. Taki głos w głowie, który mówi – nie słuchaj swojego sponsora , on nic nie wie. Sssssss On powiedział, żebyś nie podchodził do tej nowej dziewczyny bo pewnie chce mieć ją dla siebie. Sssssss Uderz swojego szefa. Ten głos teraz mówi do ciebie (Bob coś pokazuje ręką) co on teraz robi z tą ręką przy głowie (śmiech). Jak wytrzeźwiałem, to w mojej głowie było strasznie głośno. Jeśli ten Bóg był wtedy we mnie, to ja Go nie słyszałem. Nie usłyszałbym nawet wtedy, gdyby miał megafon. Drugą rzeczą, która mnie blokuje od Boga, to moje ego. Jestem takim zamkniętym systemem, to moje ego jest takim systemem chronionym tak, że nie ma miejsca dla Boga. Trzecią rzeczą, która mnie blokuje od Boga jest to, że ja hołduję różnym rzeczom materialnym. Nie rozumiałem tego przez jakiś czas. Kiedy byłem pół roku trzeźwy, kończył się mój pierwszy trzeźwy związek. Przez kilka lat sponsorowałem wielu ludziom, którzy kończyli swoje związki. Gdy ten mój związek się kończył, to ja tylko o tym obsesyjnie myślałem. Problem polegał wtedy na tym, że ja przez to odcinałem się od życia. Potrafię siedzieć na mityngu i nic nie słyszę, bo cały czas w mojej głowie tylko myśli o tym, że jak się z nią spotkam, to co jej powiem, a co ona powie, a co ja na to powiem, a co znowu ona. Siedzę i widzę , że nie ma jej na mityngu. I co się drzwi otwierają to ja patrzę – czy to ona wchodzi czy nie ona. W końcu wychodzę z mityngu i myślę – to spotkanie w ogóle mi nie pomogło. Byłem bowiem tak zakręcony i taki chaos był w mojej głowie, że nie widziałem nic co się dzieje wokół mnie. Na tym mityngu był gość z innego miasta, który poprosił mnie bym odwiózł go do jego hotelu. On nie pił już wiele lat. Zapytałem go, czy możemy gdzieś stanąć na kawę po spotkaniu. On się zgodził. Wybrałem więc kawiarnię i go do niej zabrałem, a on tam był po prostu moim zakładnikiem. Ludzie w AA byli już zmęczeni moim mówieniem o moim związku, ale on jest odwiedzający, to on nic nie wie. Więc przez kolejne 30 minut mówię mu o swoim związku, aż on przewraca oczami. Kiedy w końcu przestałem, on powiedział coś do mnie, co tak naprawdę zmieniło mój świat. Spytał się mnie, czy kiedykolwiek myślałem o pierwszym przykazaniu. Powiedziałem, że mnie to teraz nie obchodzi. Ja teraz myślę o tym co mówi AA. On powiedział, że jesteśmy podobni. Że ludzie tacy jak on czy ja, mają problem ze słowami przykazań. I przykazanie mówi, że nie będziesz miał cudzych Bogów przede mną. On powiedział, że wie, że Bóg będzie go kochał bez względu na wszystko. Powiedział też , że gdy cokolwiek położy między nim a Bogiem, to Bóg nadal będzie go kochał. Powiedział, że jeżeli położę coś między sobą a Bogiem to wtedy blokuję światło. Jeżeli tak robię, to świadomie blokuję to światło. A ja nie mam blokować. Mam obsesyjnie myśleć o Sile Wyższej i do Niej zwracać moją świadomość – nawet niekoniecznie na kolanach – ale cały czas. Jeżeli chcesz wiedzieć komu w ciągu dnia składasz swoją uwagę, to zobaczenie tego, jest naprawdę proste. Na koniec dnia zrób sobie taką grafikę na ścianie i wypełnij ją informacjami  - co w ciągu dnia najwięcej zabierało twoich myśli. Ja sobie wyobraziłem taką moją grafikę i wyszło mi, że ja w ciągu dnia trochę myślałem o pracy, trochę o innych rzeczach ale większość mojej grafiki była o moim związku. I wtedy widziałem, co staje na wężu, który mi dostarcza tlen. Dlaczego to robię ? Dlaczego przez te wszystkie lata pozwalałem żeby praca, pieniądze, moje związki, rzeczy materialne, wszystkie te rzeczy blokowały światło Boga ? Nie robię tego tak ze wszystkim. Nigdy nie miałem obsesji na punkcie Koncepcji. Staję się obsesyjny tylko wtedy, gdy jakieś rzeczy dają mi iluzję jakiejś mocy, jakiejś siły. Alkohol, narkotyki a z innych rzeczy to seks, praca, posiadanie zawsze racji. Gdybym miał wystarczająco dużo pieniędzy, to na pewno nie potrzebowałbym Boga. Na pewno, gdybym był w idealnym związku z idealną kobietą to byłoby fantastycznie. Wielu z nas chce tych rzeczy, które wydaje się, że dostarczą nam mocy, ale tak się nie dzieje. W rozdziale czwartym jest mowa o Tym, który ma tę moc. Jeżeli to jest prawda, to tej mocy nie mają pieniądze, nie ma prestiż, nie ma praca ani nic innego. (Bob teraz cytuje fragment z 4 rozdziału WK) „W końcu pojęliśmy, że wiara w jakąś koncepcję Boga była częścią nas samych, podobnie jak uczucia żywione dla przyjaciół. Czasami odważnie musieliśmy Go szukać, ale On zawsze istniał. Był faktem, tak jak i my. Głęboko w nas samych znaleźliśmy Wspaniałą Rzeczywistość. Bo tylko w Niej można coś znaleźć. Tak się miała sprawa z nami”. Jest w tym fragmencie mowa o tym, że szukamy Boga, ale tak naprawdę ten Bóg jest we mnie. Cierpiałem 4 lata zanim udałem się w tę podróż z Krokami. Szukałem ulgi, szukałem mocy, ale wszędzie indziej. I tam nie znalazłem. I w końcu po 4 latach stanąłem w takim punkcie zwrotnym. Albo będę dalej chodził na spotkania AA i słuchał tego co mówią AA, albo nie ma szansy dla mnie. Być może tutaj na sali są, którzy są trzeźwi przez wiele lat i są już zmęczeni tym. Walczycie z depresją, jesteście zmęczeni ciągłym zamartwianiem się. Jesteście zmęczeni samotnością. I tak naprawdę zrobiliście wszystko, co w waszej mocy i nic nie działa dla was. Jeśli tylko mógłbym cię przekonać żebyś nas nie opuszczał dzisiaj, że jeszcze można coś zrobić. Żebyś tylko zakasał rękawy i popracował nad kontaktem z Bogiem to gwarantuję poprawę.   
                                                              
------------część trzecia

Znaleźliśmy się w punkcie zwrotnym. Prosiliśmy z całkowitym oddaniem o pomoc i opiekę. Co to znaczy ? Kiedy byłem zupełnie świeży, poszedłem na mityng i jeden z przyjaciół powiedział mi, że muszę postawić trzeci Krok. Ja spojrzałem na tablicę z Krokami, przeczytałem pierwsze trzy Kroki i powiedziałem, że ja nie jestem w stanie postawić trzeciego Kroku. I on mnie zapytał, dlaczego nie potrafię tego zrobić. Prawda jest taka, że ja nie wierzę w Boga.  I on powiedział – wcale nie musisz uwierzyć w Boga, żeby postawić trzeci Krok. Ja zacząłem się z nim kłócić i mówię – zobacz na Krok drugi, Siła Wyższa, Krok trzeci, no zacząłem się z nim kłócić i powiedziałem raz jeszcze, że nie jestem w stanie postawić tego Kroku. A on powtórzył jeszcze raz – wcale nie musisz wierzyć w Boga, żeby postawić trzeci Krok. Powiedział mi, że może mi coś obiecać. Powiedział mi, że jeżeli oddam swoje życie pod opiekę tego krzesła, to gwarantuje mi natychmiastowy cud w moim życiu. Ja powiedziałem ok., oddam swoje życie pod opiekę tego krzesła. No i gdzie ten cud ? Powiedział – że cud polega na tym, że moje życie nie będzie już dłużej w rękach idiotów. On mnie nawet nie uraził, nie wściekłem się i pomyślałem, że chyba  ma rację. Jeżeli miałeś okazję przyglądać się mojemu życiu, chodzić za mną, patrzeć jak żyję, jak postępuję, to pomyślałbyś – jeśli ktokolwiek kieruje życiem tego człowieka, to kieruje tak, żeby go zabić. Wielka Księga mówi, że problem alkoholika leży głównie w jego umyśle. W związku z tym, że mój umysł jest pod wpływem mojego ego, nigdy nie byłem w stanie tej prawdy zobaczyć. Nauczyłem się, a właściwie do perfekcji opanowałem sztukę usprawiedliwiania czy racjonalizowania. Nigdy nie byłem w stanie zobaczyć siebie w taki sposób, w jaki widzieli mnie inni. Byłem rok czasu trzeźwy i klękam na kolana i powiedziałem modlitwę Trzeciego Kroku w obecności innego alkoholika. Myślę sobie, że tak naprawdę nie zdawałem sobie sprawy z tego, co robię. Ale Bóg zaczął ze mną robić to, o co Go poprosiłem. Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak, jakby całe moje życie zaczęło się walić a rzeczywistość była taka, że moje życie zaczęło się budować. Zacząłem tracić rzeczy, które trzymałem bardzo mocno w swojej garści. One zostały zabrane z mojego życia. I właściwie były takie momenty, że wyglądało, że ja będę miał załamanie nerwowe. Po wielu latach zdałem sobie sprawę, że jest bardzo cienka linia między załamaniem nerwowym a poddaniem się. Właściwie to, co zaczęło się dziać, to Bóg zaczął dokonywać wielkich rzeczy w moim życiu, tylko problem polegał na tym, że On się ze mną w ogóle nie konsultował. To było tak, że jak traciłem pracę, to Bóg do mnie nie zadzwonił i nie powiedział – Bob zabieram tobie tę pracę i dam ci w zamian inną pracę i odniesiesz w niej sukces. Zamiast tego, po prostu zabierał mi pracę. Takie jest moje doświadczenie, że musiałem coś stracić, żeby zrobić miejsce w moim życiu na coś nowego. W rzeczywistości powinienem dziękować Bogu, być mu bardzo wdzięcznym ale zamiast tego, ja zacząłem tracić zmysły. Jak teraz patrzę wstecz na to, to ten ból którego doświadczałem, to nie ta rzeczywistość go sprawiała, tylko moja percepcja tej rzeczywistości. W pierwszym zdaniu modlitwy Trzeciego Kroku podejmuję decyzję, żeby moje życie nie było już moim biznesem, co wydaje się prawie niemożliwe, dla takiej egocentrycznej, samolubnej egoistycznej osoby jak ja. Dlatego, że ja jestem tym wszystkim, o co się martwię. Ja mogę się czasami martwić o coś innego, ale tak naprawdę cały czas chodzi mi tylko o mnie. W drugim zdaniu tej modlitwy proszę Boga żeby mnie uwolnił z więzów samego siebie, bo ja nie umiem tego pozbyć się. Potem proszę aby usunął trudności – urazę, strach i żeby zabrał te trudności ode mnie, tylko dla jednego powodu – żebym mógł być świadkiem dla tych, którym pomogę. Program wspólnoty AA nie jest programem samopomocowym. To jest program służby, program samoograniczenia się. A my jesteśmy ludźmi, którzy właściwie tylko myślą o sobie, martwią się o siebie i tego jest za dużo. I najlepszym rezultatem tych naszych wysiłków jest to, że stajemy się członkami wspólnoty AA. To jest rezultat naszego upadku, naszej porażki. W tej książce  czytamy, że musimy się pozbyć samolubstwa, bo inaczej ono zabije nas. Ja potrzebuję Bożej pomocy. Ale poproszenie Boga aby uwolnił mnie ode mnie samego, dla większości z nas wydaje się niedużym osiągnięciem. Gdyby tak było, to po odmówieniu modlitwy Trzeciego Kroku zostalibyśmy przeniesieni do jakiejś wspaniałej krainy. Po tym, jak po raz pierwszy ją odmówiłem, zacząłem ją odmawiać codziennie rano […] Uczciwie i szczerze prosiłem Boga aby uwolnił mnie od mojego własnego ja. Po odmówieniu tej modlitwy, podnosiłem się z kolan, wsiadałem do samochodu i jadąc do pracy przeprowadzałem konwersację z ludźmi, którzy nawet w tym samochodzie się nie znajdowali, bo nie mogłem przestać martwić się o siebie. Czyli odmówienie tej modlitwy nie jest problemem. Problemem jest to, żeby mieć dostęp do tej Siły, do której się zwracam. Po tym jak cierpiałem będąc już we wspólnocie AA przez 4 lata, po raz pierwszy zrobiłem Czwarty Krok według wytycznych zawartych w Wielkiej Księdze. W ogóle nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że bez zrobienia Kroków od Cztery do Dziewięć, nie jestem w stanie mieć dostępu do tej Siły, że tak naprawdę one są po to, by nawiązać kontakt z tą Siłą. Zacząłem pisać Czwarty Krok. Pierwszą częścią są urazy. Druga część to lista rzeczy, których się boję, a trzecia część dotyczy czegoś z czym Polacy prawdopodobnie nie mają problemu, czyli dotyczy relacji seksualnych (śmiech). W Las Vegas to jest duży problem. W części dotyczącej uraz mam wytyczne aby zrobić sześć rzeczy. Cztery rzeczy wymagają pisania. Jeśli ograniczysz się tylko do pisania, to pozbędziesz się jedynie odrobiny tuszu i papieru. Pomiędzy trzecią a czwartą kolumną są dwie rzeczy, które zmieniły moje życie. Teraz kolejno je omówimy. Jeśli popatrzysz na książkę to na str… są trzy kolumny, a na str … są omówione te kolumny. W pierwszej kolumnie wypisujemy ludzi, zasady i instytucje, na które jesteśmy źli. Z doświadczenia wiem, że zazwyczaj są to ludzie. Podopiecznym z którymi pracuję proponuję, by byli w tym tacy dziecinni i drobiazgowi. Często pytają mnie dlaczego ? A ja im mówię, że tak czy owak takimi są. Myślę, że ego jest mądre. Ono wie, że zbliża się czas zadośćuczynienia, więc na pewno będzie chciało zminimalizować tę listę. A my musimy być dokładni. Pracowałem z ludźmi, którzy dochodząc do tego etapu nie chcieli nawet przed samym sobą przyznać, że mają urazy. Tak jak gdyby byli zbyt twardzi na to, żeby można było ich zranić. Czyli czasami muszę podejść ich tak z tyłu. Kiedy mówią mi, że nie mają uraz proszę ich, by zrobili listę wszystkich głupich ludzi. To będzie długa lista. Zróbmy też listę ludzi, od których czujesz się troszkę lepszy. Zrób listę osób, które gdyby istniała sprawiedliwość, to tobie by musiały zadośćuczynić. I czy tak naprawdę w rzeczywistości nie robimy takiej listy osób, które oceniamy ? Każdej zasady, osoby, instytucji wokół której zbudowaliśmy jakieś urazy. Jeśli to moje ego będzie miało być rozbrojone, to wpierw muszę rozbroić tę maszynę w głowie, która cały czas ocenia. Podstawowy aspekt mojego ego to to, że moje ego zawsze ma rację. Ocenia – prawidłowo (śmiech). Tworzy taką separację pomiędzy mną a tobą, a ostatecznie między tobą a Bogiem. Myślę, że bardzo często można ocenić dystans pomiędzy mną a Bogiem, poprzez ocenienie dystansu między mną a innymi ludźmi. Czyli tak naprawdę wypisano wszystkie te oceny na kartkach. Gdybym miał zrobić to w zeszycie, który się otwiera, to po lewej stronie wpisuję imię, cztery linijki niżej drugie imię, cztery linijki niżej kolejne imię itd. Kiedy już skończą się imiona wracam do początku. Robimy kolumnę nr dwa. W drugiej kolumnie bardzo krótko opisuję dlaczego jestem zły na tę osobę. Wszystkie przypadki z tabeli w Wielkiej Księdze są bardzo krótkie i na temat. Nie podobało mi się to (śmiech). Nie wydaje się to wystarczająco dużo. Niektóre urazy wymagają wręcz takiego opowiadania i pytań i odpowiedzi. Muszę to przecież napisać w taki sposób, żeby sponsor jak tego wysłucha to mi powiedział – nie mogę uwierzyć, że coś takiego ci zrobili (śmiech) (załatwimy chłopaków i pójdziemy to wszystko naprawić, wyprostujemy sytuację). A prawda jest taka, że używając zbyt wielu słów, zaczynamy usprawiedliwiać swoje oceny. Dlatego trzymamy się krótkich faktów. W trzeciej kolumnie książka mówi o rzeczach, które zostały naruszone czy zagrożone. Jest to poczucie wartości, poczucie bezpieczeństwa, ambicje, relacje osobiste i pycha. Więc je wypisuję. Po napisaniu tych rzeczy mam się temu przyjrzeć i dokładnie to przeanalizować. Na kolejnej stronie (57) jest napisane dlaczego te rzeczy są dla nas śmiertelnie ważne. Jest tu 7 rzeczy, które właściwie można by nazwać wyrokiem śmierci. Są one śmiertelnie poważne. Są trucizną. I że pielęgnując takie uczucia doprowadzimy do  powrotu szaleństwa alkoholowego,  a dla nas powrót do alkoholu oznacza śmierć. Jest takie pytanie - jak możemy się od tego uwolnić. Zauważyliśmy, że powinniśmy zapanować nad tymi urazami ale odkryliśmy, że nie możemy tego zrobić, podobnie jak nie mogliśmy wygrać z alkoholem. I to jest prawda choć wielu z nas często udaje, że za pomocą takiego życzeniowego myślenia pozbyliśmy się tych uraz. Ale one nadal są. Ego to taki śmieszny mechanizm. Chce udawać, że jest pokorne, ale pokory w nim nie ma. Wcześniej dowiedzieliśmy się, że urazy są złe. Złe urazy. I postanawiamy, że już nigdy więcej nie będziemy mieli uraz. To nie jest sposób na uwolnienie się od nich. To jest sposób na wyhodowanie wrzodu. Nie rozmawiamy tutaj o tłumieniu. Mówimy tutaj o wolności. Chyba wszyscy wiemy jak to jest tłumić te emocje, udawać, że ich nie ma, ale tak naprawdę cierpieć z ich powodu. Czyli czasami tłumiąc te emocje dochodzi u nas do dużego wybuchu po tym, jak ktoś np w pracy powiedział nam coś takiego mało ważnego. I ludzie w tym momencie patrzą na mnie i myślą, że jestem szalony. To, czego właśnie doświadczyli, to bardzo dużo uraz, które tłumiłem. Czyli nie mogę sobie po prostu życzyć aby ich nie było, a zatem co mam zrobić ? Następne słowa w Wielkiej Księdze to - obraliśmy następujący kurs działania. Tak naprawdę to jest jedyny kurs naszego działania. W rozdziale trzecim jest napisane, że musimy przyznać tak w głębi swojej istoty, że jesteśmy prawdziwymi alkoholikami, bo to jest pierwszy krok do zdrowienia. I książka mówi o tym przyznaniu w głębi samego siebie. Nie jest to coś, co można przepracować intelektualnie. Mój pra sponsor Chuk C mówił, że zdrowienie, to jest taka praca wewnątrz, w środku i nie chodziło mu o umysł, tylko chodziło mu o serce. I czytamy dalej, że zdaliśmy sobie sprawę, że ludzie, którzy nas skrzywdzili byli też chorzy. Mojemu ego to się podoba - tak, oni są chorzy, powinniśmy uwolnić ich od ich nieszczęścia, powinniśmy ich uratować. Są przecież chorzy i są bardzo głupi (śmiech). Czyli tu tak jakby zostaje zarzucona wędka - ta myśl, że ci ludzie są też chorzy. I dalej czytamy, że choć nie podobały nam się ich symptomy - i właśnie wtedy pojawia się pytanie co to za symptomy - to są te symptomy, które wypisaliśmy w kolumnie drugiej. Że gdyby ci ludzie byliby duchowo zdrowi, gdyby mieli dobrą relację z sobą i z Bogiem, nie robiliby tych rzeczy które nam zrobili a które wypisaliśmy w kolumnie drugiej. Wszystko, co jest w kolumnie drugiej to symptomy. Miałem bardzo długą listę ósmego Kroku, ludzi których skrzywdziłem. Skrzywdziłem wielu ludzi. Żadnej z tych osób nie skrzywdziłem chcąc być złośliwym i mając taką intencję. Nigdy nie chciałem zrobić tych rzeczy, które zrobiłem mojemu ojcu czy mojej matce. Nigdy nie chciałem zrobić tych rzeczy kobiecie, która chciała mnie kochać, ale zawsze wychodziło tak samo. A robiłem to dlatego, ponieważ byłem chory, moje wnętrze było chore. Jeśli więc jestem skłonny przyznać, że to jest prawdą dla mnie, to dlaczego nie jestem skłonny przyznać, że tak też może być w przypadku tych, którzy mnie ranili. Czyli pomimo tego jak te symptomy, które są wymienione w drugiej kolumnie mnie wzburzały, zaburzały mój spokój i zaburzały coś we mnie -czyli albo moje finanse albo moją dumę, ambicje czy tez relacje osobiste. Czyli pomimo tego, że ci ludzie zrobili te rzeczy, które są wymienione w drugiej kolumnie i one zakłóciły we mnie te rzeczy, które są wymienione w trzeciej kolumnie - muszę w głębi przyznać, że ci ludzie byli chorzy tak samo jak ja. Czyli musimy zejść z tronu takiego oceniania i być ze sobą uczciwym i zdać sobie sprawę z tego, że podobnie jak ja zostałem tak wychowany i zraniony, podobnie ci ludzie zostali tak wychowani i zranieni. Że tak samo się bałem i byłem tak samo pusty w środku jak oni. I musiałem zdobyć sie na taką gotowość żeby zrozumieć, że będąc kierowany tymi samymi pobudkami co oni mógłbym zrobić takie same rzeczy. Kiedy spojrzałem tak na swoje życie, zacząłem się budzić do całkowicie nowego doświadczenia. Zacząłem widzieć siebie tak, jak widzieli mnie inni. I zacząłem mieć takie przebłyski, że zacząłem patrzeć na tych ludzi tak, jak Bóg na nich patrzy. Niektórych z nich bardzo oceniałem, ale zdałem sobie sprawę z tego, że byłem taki sam. Zacząłem się więc budzić i patrzeć dalej niż tylko na te symptomy, tylko zacząłem widzieć to, co nimi kierowało. Przez większość życia oceniałem swoją matkę i ojca. Gdy zdobyłem się na to, by postawić się na ich miejscu i zastanowiłem się jakie to musiało być dla nich doświadczenie - bycie rodzicami dla mnie, poczułem się zażenowany. Zrozumiałem jakie trudne i frustrujące musiało być posiadanie takiego dziecka jak ja. Zrozumiałem dlaczego w pewnym momencie rodzice przestali mi pomagać i nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego. Ale to co było trudne, to to, że jednak cały czas mnie kochali i starali się mi pomagać. Nie wiem czy ja byłbym w stanie się tak zachować w stosunku do nich, gdyby sytuacja się odwróciła. Gdy w tych wszystkich ludziach zacząłem dostrzegać ból, który w nich był, zaczęło się we mnie rozwijać coś, czego nigdy wcześniej nie miałem - a było to współczucie. W języku angielskim słowo współczucie pochodzi z dwóch łacińskich słów - w i ból. Gdy mam współczucie, to jestem w stanie być z twoim bólem czyli po prostu cię rozumiem. W USA leciał niedawno taki film "Lista życzeń". W tym filmie była taka scena, która dobrze to ilustruje. Jack Nicolson i Morgan Frieman, obaj otrzymali diagnozę choroby śmiertelnej. Obaj byli poddani strasznej chemioterapii. Ale nie dostawali jej razem. Będąc na tej samej sali, w momencie kiedy jeden z nich bardzo cierpiał z powodu tej dawki chemioterapii, którą dostał, to drugiemu właśnie przechodziło. Była taka scena, kiedy jeden z nich w ogromnym bólu krzyczał i rozrzucał jakieś rzeczy a ten towarzysz nie patrzył na niego jak na dupka. Był w stanie zobaczyć coś więcej oprócz tego symptomu, ponieważ trzy dni wcześniej, to on był w takiej sytuacji. I był przebudzony na tyle, by widzieć co tak naprawdę się dzieje. I wydaje mi się, że właśnie to próbujemy tutaj robić. Tak naprawdę nigdy nie żyłem swoim życiem, tylko tą historią, którą miałem na temat swojego życia. Wydaje mi się, że 90 % przebudzeń polega na tym że wyciągasz swoją głowę z tyłka i jesteś obecny w swoim życiu. 25 lub 27 lat temu słuchałem piątego Kroku i słuchałem jak ktoś opowiadał o urazie, która była okropna. To był człowiek, który wychował się w alkoholowym domu. Jego ojciec nie tylko był alkoholikiem, ale był też bardzo agresywny, gwałtowny. Ta osoba, która się tym dzieliła, w dzieciństwie była ciągle bita. Czasami nawet do tego stopnia, że łamał jej kości. Z tego powodu kilkakrotnie wylądował w szpitalu. W tamtych czasach nikt nie zwracał uwagi na przemoc wobec dzieci. Gdy byłeś wtedy dzieckiem i mając złamaną rękę gdy powiedziałeś, że spadłeś z drzewa albo, że przewróciłeś sie na rowerze, to nikt tego jakoś dokładnie nie badał. I nie mówię tutaj o kilku takich sytuacjach, tylko o przemocy, która trwała non stop. Czasami ten ojciec miał takie problemy, że zmuszano go do utrzymania trzeźwości przez krótkie okresy. Jego żona i siostra miały nadzieję, że teraz, kiedy nie pije przez chwilę, to będzie lepszy. Ale nie był. Jego ojciec był tak zły, kiedy musiał rzucić picie, że przemoc nadal trwała a oprócz niej jeszcze krzyki i wrzaski. Ten człowiek nie mógł nikogo przyprowadzać do domu, bo za bardzo się wstydził. Będąc dorosłym, to wszystko wpływało na jego relacje z ludźmi. Na jego umiejętność bycia w pracy i w relacjach zawodowych. Spędził 8 lat próbując to naprawić z psychiatrą ale nic się nie zmieniło. No i oto znaleźliśmy się z nim na etapie V-tego Kroku i właśnie skończył czytać trzy kolumny dotyczące ojca. I zaczęliśmy o tym rozmawiać. Wyjąłem wtedy książkę 12/12 i przeczytałem mu krótki fragment z 10-tego Kroku dotyczący właśnie tego kierunku działania. I wróciliśmy do Wielkiej Księgi, do tego fragmentu z IV-tego Kroku i powiedziałem mu, że jest bardzo podobny do ojca. To go bardzo zezłościło. Zaczął krzyczeć i przeklinać, że jego ojciec .... Nie wiedziałem co zrobić, co powiedzieć. W książce jest napisane, że musimy spojrzeć na tę listę z zupełnie innej perspektywy no i on najwidoczniej nie był do tego gotowy. I nie wiedząc co z tym zrobić, poprosiłem go aby przeczytał kolejną urazę. Gdy czytał, nie słyszałem go. Coś działo się ze mną i wydaje mi się, że to był rezultat modlitwy, którą odmówiłem przed tą rozmową a była w niej prośba, którą skierowałem do Boga, aby mnie użył. Poprosiłem tę osobę by przestała i powiedziałem, że chcę porozmawiać o tej wcześniejszej urazie. Na początku on myślał, że chodzi o jego ojca. Powiedziałem, że nie, że nie chodzi o jego ojca. Gdy zaczęliśmy omawiać urazy wspomniałeś o kobiecie, z którą mieszkałeś przez wiele, wiele lat i miałeś do niej urazę bo w końcu cię wyrzuciła. W tym okresie kiedy z nią mieszkałeś, mieszkały z nią dzieci, prawda ? Chciałem ci zadać jedno pytanie. Czy kiedykolwiek kiedy byłeś pijany albo na kacu, czy kiedykolwiek skrzywdziłeś któreś z tych dzieci. Spuścił głowę. Nic nie powiedział. Nie wiem co się z nim działo. W końcu podniósł głowę, po policzku płynęła mu łza i takim szeptem, z takim dużym bólem, wykrztusił z siebie - jestem dokładnie taki jak mój ojciec. Zapytałem - jak czułeś się sam ze sobą gdy skrzywdziłeś te dzieci ? Powiedział, że nie mógł przestać pić. Zapytałem, czy uważa, że podobnie mogło być w przypadku jego ojca. Powiedział, że nie wie, ponieważ nie miał do czynienia z ojcem od wielu lat, gdyż był na niego tak bardzo wściekły. Ale jego siostra cały czas odwiedzała jego ojca i od siostry wiedział, że jego ojciec miał tak poważne problemy z wątrobą, że zmuszono go do zaprzestania picia. Powiedziałem mu, że jego ojciec był jednym z najbardziej zdołowanych, samotnych, żałosnych ludzi jakich znał. Po tym kiedy [....] jest modlitwa. Jak każda dobra modlitwa, ona wzywa mnie do działania. Nie modlę się po to, żeby zmienić Boga. Modlę się po to, żeby zmienić siebie. I w tej modlitwie proszę Boga o to, żeby dał mi współczucie, cierpliwość i tolerancję dla tej osoby, tak jak bym ją miał dla innej chorej osoby. To była piąta instrukcja. Ostatnia instrukcja dotyczy tego, że wracamy do naszej listy i puszczamy w niepamięć krzywdy doznane od innych. Postanawiamy skupić się na własnych błędach. Poniżej jest to samo, czyli że całkowicie eliminujemy udział innej osoby w tym zdarzeniu. Co to oznacza ? Oznacza to, że nie mogę się chować w cieniu mojego samotnego i mściwego zachowania, oceniając ciebie, i to co ty zrobiłeś źle. Jestem mistrzem w ukrywaniu tego, co ja zrobiłem, za tym, co ty zrobiłeś. Czyli na przykład pracując dla kogoś i na przykład mając coś na mojego pracodawcę, to będzie usprawiedliwieniem dla mojej na przykład kradzieży. Nie podoba mi się rząd, więc usprawiedliwiam tak moje oszustwo podatkowe. Mając dziewczynę i podejrzewając, że ona mnie zdradza, to robi się przepustką dla mojej zdrady. I po raz pierwszy w życiu ktoś prosi mnie - przestań! Co, gdybym miał idealnego ojca i idealną matkę - jakim byłbym synem ? Gdybym miał idealną dziewczynę, jakim byłbym chłopakiem ? Gdybym miał idealnego szefa, jakim byłbym pracownikiem ? I potem rozmawiając, on przyznał się, że jakby wykorzystując poczucie winy swojego ojca, zaciągnął na niego długi na tysiące dolarów, których nigdy nie spłacił. Używając tej choroby ojca, obmawiał go u wszystkich przyjaciół i w całej rodzinie i udało mu się zniechęcić tych wszystkich ludzi do ojca. Nie udało mu się to tylko z jego siostrą. Kiedy zobaczył prawdę i zobaczył to, że ojciec jest po prostu inną wersją jego samego - być może trochę bardziej chorą wersją - ale dokładnie taką samą jak on, zawstydził się swojego postępowania w stosunku do chorej osoby. Pojechał zadośćuczynić ojcu. On mieszkał w małej przyczepie gdzieś w Kalifornii. Zanim tam pojechał zadzwonił do mnie i porozmawialiśmy. Rozmawialiśmy o celu jego wizyty. O tym, że jedzie tam posprzątać swoją część ulicy. O tym, że nie ma nic wspominać o błędach swojego ojca. Powiedział, że był bardzo zdenerwowany i poprosiłem go, żeby zadzwonił jak skończy. Zadzwonił później. Zapytałem co się stało. Powiedział, że podjechał pod tę przyczepę, podszedł tam i był przerażony. Bał się, że jakiś potwór otworzy mu drzwi, ale drzwi otworzył mu stary, mały człowiek, który się trząsł. Mały człowiek, który miał olbrzymie problemy z wątrobą i prawdopodobnie umierał. Zobaczył małego, słabego człowieka. Powiedział, że w pewnym momencie spojrzał ojcu prosto w oczy i zobaczył samego siebie. Opowiedział ojcu o tym, jak źle się czuł z tym, że obgadywał go przed tymi wszystkimi ludźmi, że nie spłacił tych kredytów. Ta tama poczucia winy poluzowała się też w jego ojcu. Że to pękło wszystko. I jego ojciec przyznał się do tego, jak bardzo się wstydził swojego zachowania gdy był młodszy. I widzicie, jego ojciec nie miał tych narzędzi do zadośćuczynienia, ale prawdopodobnie potrzebował ich bardziej niż jego syn. Wydaje się, że osoba, która ma najwięcej narzędzi, musi wykonać największą część pracy. Jeśli czekasz z zadośćuczynieniem, aż ktoś tobie zadośćuczyni, to spodziewaj się długiego czekania. Ty masz te Kroki i wiesz co robić, a oni nie wiedzą. Nawet jeśli oni bardziej się mylą i są w większym błędzie, to tak naprawdę ty masz narzędzia. Tu nie chodzi o to, kto ma rację a kto jest w błędzie, dlatego, że to należy do królestwa ego. Jedyne czego pragnie dusza to miłość i takie połączenie, więź z kimś a ego właśnie cały czas chce mieć rację. Zadośćuczyniając podejmujemy takie działanie, które właśnie ma naprawić takie oddzielenie między mną a tobą. Tę separację, która między nami jest. Ten sponsorowany (sponsi) który zadośćuczynił swojemu ojcu, wiele lat temu przeprowadził się do Teksasu. Mam z nim kontakt raz w roku. Kiedyś tam pojechałem i słyszałem jak był spikerem na mityngu. Opowiedział tę historię o swoim ojcu. I powiedział, że największym darem bycia we wspólnocie AA oprócz trzeźwości jest to, że odzyskał swojego ojca. Przez kilka kolejnych lat zajmował się swoim ojcem, do momentu jego śmierci. Pieniądze, które był mu winien wydał na jego leczenie. Ma teraz w sobie takie dobre wspomnienie związane ze swoim ojcem. Zarówno moja matka jak i mój ojciec zmarli kiedy byłem już trzeźwy. Będę dozgonnie wdzięczny za to, że Program AA zmusił mnie do tego, aby im zadośćuczynić choć był taki moment, że sądziłem, że oni też się mylą. Dzięki Programowi pozbyłem się takiego uczucia, że coś mi się należy i oddałem im wszystkie pieniądze i kiedy oni umierali, ja byłem wolny. Byłem wolny do tego, żeby przeżyć żałobę. Byłem wolny do tego, aby za nimi tęsknić. Byłem wolny do tego aby zdać sobie sprawę z prawdy. Jeden z moich przyjaciół, który zmarł w zeszłym roku, powiedział coś co było dla mnie bardzo prawdziwe. Ludzie mówią, że nie możesz zmienić przeszłości ale to nieprawda. Po przerobieniu Kroków zobaczyłem, że miałem inne dzieciństwo - moja perspektywa się bardzo zmieniła
---------------------część czwarta

Drugą częścią Kroku IV-tego jest lęk, strach, obawa. Książka prosi nas byśmy wypisali wszystkie nasze lęki. Lęk nie zawsze objawia mi się jako lęk. Co z moimi wszystkimi sekretami, tajemnicami ? Czy trzymamy swoje sekrety z powodu strachu? Na przykład strachu – co sobie o mnie pomyślisz. Na przykład strachu przed konsekwencjami. To samo wiąże się z ludźmi, którym jestem winien pieniądze. Więc książka mnie prosi, bym wypisał te wszystkie swoje lęki i odpowiedział dlaczego je mam. Ta książka jest taka, że odpowiada na pytania zadając kolejne pytania. Czy powodem, że miałem te lęki jest to, że zawiodłem, gdy polegałem na samym sobie. Niektórzy ludzie opowiadając o tych swoich strachach  powiedzieli- tak ja zawiodłem polegając na samym sobie, ale ja myślę, że to nie wystarczy. Kiedy wchodzimy w część książki, która zajmuje się Krokiem VIII-mym i czytamy „Mamy listę osób, które skrzywdziliśmy i którym gotowi jesteśmy zadośćuczynić. Sporządziliśmy ją przy dokonywaniu osobistego obrachunku”. Jeżeli jakiekolwiek imię jest na mojej liście, to coś w relacji z tą osobą musi być poprawione, bo inaczej nie byłoby jej na tej liście. Być może to jest coś tak prostego jak po prostu przebaczenie, ale może też chodzić o bezpośrednie zadośćuczynienie. I jeżeli odpowiem sobie na pytanie dlaczego miałem te lęki, dlaczego się bałem, to odkrywam,  że np. bałem się zadośćuczynienia. W USA ludzie często boją się płacić podatki. Boją się Urzędu podatkowego i jak odpowiedzą sobie na to pytanie to okazuje się, że się boją, bo często oszukiwali i boją się, żeby nie zostać złapanym. Miałem kiedyś kolegę, który nie chciał chodzić ze mną na pewne mityngi. I propozycja by pójść na ten mityng była dla niego nieciekawa. Ale ja wiedziałem trochę więcej o tym, co się z nim dzieje, niż on myślał, że ja wiem. Bo ja mam swoją sieć szpiegów (śmiech) (mówili mi o nim moi podopieczni). Spytałem go w końcu – dlaczego nie chcesz iść na ten mityng ? On powiedział – ja po prostu nie lubię tego mityngu. Więc spytałem – czego szczególnie nie lubisz, jeśli chodzi o ten mityng ? Wymienił kilku ludzi i mówi – to nie mój gatunek tak w ogóle. Spytałem go – czy wśród tych kilku, jest może jakaś szczególna osoba, która nie jest w twoim typie ? Nie nic szczególnego, po prostu nie lubię tych ludzi. Więc go spytałem wprost – może nie chodzisz tam, by nie spotkać pewnego człowieka, bo rozsiewałeś plotki o nim i boisz się, że ktoś mu o tym powiedział i on o tym wie. I to był powód dla którego on nie chciał chodzić na ten mityng. Mój pra sponsor Chuck C mówił, że to jest pewien proces odkrywania prawdy. Co tak naprawdę jest pod strachem. Miałem podopiecznego, który bał się składać CV, bo nie przyjmą go do pracy i w odpowiedzi miał , że w przeszłości miał takie prace i wszystkie tracił z powodu picia. I on się po prostu bał, że spieprzy to znowu. Nasza książka mówi, że strach powinniśmy traktować podobnie jak kradzież, bo czyni podobne zniszczenia. Nic bardziej nie obrabowało mnie z czerpania radości z życia, z przyjaźni, z miłości z wykorzystania pewnych możliwości,  niż strach. Teraz dopiero widzę to wszystko. W mojej historii jest wiele rzeczy, których nigdy nie próbowałem, bo się ich bałem. Mam całą listę ludzi, którym nigdy nie pozwoliłem na zbliżenie się ich do mnie, bo bałem się, że oni mnie nie polubią. Mój strach zbudował taki mechanizm, który niby miał mnie chronić, ale tak naprawdę to zamknął mnie. W książce 12/12 w rozdziale poświęconym Krokowi VII-memu Bill napisał, że egocentryczny strach jest głównym motorem naszego działania. Strach to taki mięsień, taka siła napędowa dla naszego ego. Wyobraźcie sobie takiego członka wspólnoty, który się poddał, służył innym alkoholikom chcąc im pomóc. Jak to jest możliwe, że ten X może się zmienić i próbuje kontrolować wszystko. W jaki sposób możemy się przemieścić z takiej pozycji sługi zaufanego do pozycji reżysera całego przedstawienia. To jest strach mojego ego, to  się dzieje z powodu mojego ego. Więc jeżeli moje ego chce żebym znów kontrolował i udawał Boga, to także niesie ze sobą strach. Jeżeli popatrzę na swoją przeszłość, to widzę w niej wiele nieuczciwości i widzę że bardzo dużo kłamałem. Ale właściwie nigdy nie kłamałem dlatego, że jestem kłamcą, ale kłamałem dlatego, że się bałem. Moja własna głowa przekonywała mnie do tego, że ja muszę kłamać, ponieważ gdy pozwolę byś poznał prawdę, to ty mnie odrzucisz. W rozdziale „Do czynu” jest powiedziane, że my kreujemy, stwarzamy podwójne życie. Tworzymy fasady, gramy, przedstawiamy pewien sceniczny charakter. Chcemy się cieszyć taką dobrą reputacją poprzez tę fasadę, ten charakter, który stworzyliśmy, ale gdzieś w głębi serca wiemy, że na to nie zasługujemy. Ja żyłem takim życiem i stałem się więźniem tej fasady, tego wyobrażenia.
Prawdziwa wolność przychodzi z bycia tym, kim naprawdę jesteś. Mówię osobom, którym sponsoruję, które zaczynają relacje, że muszą od początku być tym, kim są a nie pokazywać tego, kim nie jestem. Nikt nie będzie szanował tego, który pokazuje swoją fasadę, a nie prawdziwy charakter.
Moja złość rodzi się ze strachu. Wszelka przemoc w moim życiu jako źródło także miała strach. Moja chciwość także. Właściwie siłą napędową wszystkiego jest strach. Jeżeli już napisałem te wszystkie strachy i zadałem sobie pytanie, co mam dalej robić to książka mówi, że być może jest lepszy sposób. Dlatego, że teraz jesteśmy na innym fundamencie, na innej podstawie bo zaczynamy ufać nieskończonemu Bogu bardziej niż sobie. Jak to ma wyglądać w praktyce. To są tylko słowa, dopóki ja tego nie wprowadzę do praktyki. Zaufanie Bogu to jest tak jakby używanie mięśnia, którego nigdy nie używałem. Jedyny sposób żeby powiększyć to zaufanie, to podjęcie działania. Gdy miałem kilka lat trzeźwości, codziennie rano modliłem się na kolanach. Odmawiałem modlitwę III Kroku a później wstawałem i kierowałem całym wszechświatem.
Ci z nas, którzy to robią, doświadczają tego niepokoju z odgrywaniem roli Boga. Taki ciągle zajęty czymś umysł i spięty żołądek. Rozmawiałem z jednym z weteranów o tym stanie, którego ciągle doświadczałem i o tym ciągłym niepokoju. Odpowiedział mi, że wygląda na to, że bardzo wierzę w Boga, i że bardzo dużo sie modlę, ale zapytał też, czy ja Mu ufam. Powiedział, że jest olbrzymia różnica pomiędzy wiarą a zaufaniem. Powiedział, żebym sobie wyobraził, że idę do cyrku i przyglądam się jak ktoś idzie po linie. Powiedział, że łatwo sobie wyobrazić kogoś, kto chodzi po linie z taczkami i że ma taką intencję, by po niej chodzić, ale po niej nie chodzi (łatwo by było być publicznością z całkowitą wiarą, że ta osoba, która chodzi po tej linie i jest profesjonalistą, że mogłaby przejść po tej linie pchając po niej puste taczki. To jest wiara. Ale gdybyś miał zaufanie, to wyszedłbyś na górę i usiadł w tej taczce.
Wiedziałem o co chodzi temu weteranowi i nie podobało mi się to. Intelektualnie rozumiem wartość wejścia do tych taczek. Ja lubię czytać o wsiadaniu do tych taczek. Lubię chodzić na mityngi i dyskutować o tym, jak wsiadamy do tych taczek. Lubię chodzić na kawę i opowiadać o zawiłościach wsiadania do tych taczek. Ale do nich nie wsiadam.
I to nie ma znaczenia, że umieram na ziemi. Mój strach jest większy od tego, że wiem, że powinienem wsiąść, że powinienem to zrobić. Ojciec M powiedział, że jeśli intelekt i emocje są w konflikcie, to zawsze wygrają emocje.
Więc jak zmienić swoje życie, skoro odpowiedzią jest wejście do tych taczek, a ty się za bardzo boisz ? W rozdziale My niewierzący jest odpowiedź na to. Jeśli wierzysz, że jesteś alkoholikiem, to ten akapit będzie miał dla ciebie olbrzymie znaczenie. Ten akapit mówi o byciu zmiażdżonym przez taki kryzys, który sami tworzymy i którego nie możemy ani odsunąć w czasie ani uniknąć. I będąc zmiażdżonym przez ten kryzys, muszę odważnie zmierzyć się z taką propozycją, że Bóg jest dla mnie wszystkim albo niczym. Że jest albo Go nie ma. W książce jest napisane jaki jest twój wybór. W moim wcześniejszym trzeźwieniu musiałem się zmierzyć z takim właśnie kryzysem. Zostałem skazany na dwa lata w więzieniu. Sędzia dał mi alternatywę, że jeśli zamknę się na rok w takim ośrodku rehabilitacyjnym dla uzależnionych, to nie będę musiał iść do więzienia. Warunkiem było, że będę tam robił wszystko co mi każą. I nie miało znaczenia to, że ja miałem iść do więzienia- ja nie wiedziałem jak utrzymać trzeźwość. I nadszedł taki dzień, że już nie mogłem wytrzymać ze sobą i się napiłem. A ponieważ w momencie kiedy zacznę pić nie mogę przestać, ogromnie się upiłem. Wyrzucili mnie stamtąd. Wiedziałem , że zostanie o tym poinformowany sąd i że będę musiał odsiedzieć te dwa lata w więzieniu. Wiec zacząłem uciekać od mojego życia. Przeprowadziłem się dwa tysiące mil dalej i skończyłem w  Las Vegas na odwyku. Kiedy z mojego umysłu zaczęła się podnosić mgła, samolot zaczął lądować i byłem przytłoczony tą wiadomością, że prawdopodobnie te dwa lata będę musiał spędzić w więzieniu. Bardzo dużo czasu spędziłem na odwykach i terapii i zawsze myślałem, że muszę bardzo dużo o tym rozmawiać, żeby przewentylować te emocje, wyrazić je. Więc poszedłem do sponsora żeby z nim o tym porozmawiać. Ale on nie za bardzo chciał rozmawiać. Jego interesowało moje działanie a nie rozmowa. Powiedział, że muszę skontaktować się z sądem i z kuratorem i być gotowym, by spędzić te dwa lata w więzieniu. Do tego momentu myślałem, że on jest po mojej stronie. Nie czuję się dobrze w więzieniu. I powiedziałem mu - chyba sobie żartujesz - nie mogę spędzić dwóch lat w więzieniu. On swoimi słowami zapędził mnie w kozi róg. Zapytał - czy chcę być trzeźwy ? Tak – powiedziałem, że chcę być trzeźwy. Czy chcesz umrzeć z powodu alkoholizmu ? Nie, nie chcę umrzeć z powodu alkoholizmu. I zapytał jak długo będę w stanie żyć odwracając się ciągle za siebie, za każdym razem widząc samochód policyjny i bojąc się, że ci policjanci mają moje zdjęcie. Powiedział też, że ten strach w końcu doprowadzi mnie do tego, że będę musiał czegoś użyć. I wiedziałem, że on ma rację. Wiedziałem, że w przeszłości to strach powodował to, że wracałem do picia albo wprowadzał mnie w stan tak głębokiej depresji, że musiałem sie napić. Powiedział więc, że muszę napisać list do mojego kuratora i powiedział żebym mu podał  adres takiego domu, w którym się wtedy zatrzymałem. Uważałem, że to bardzo zły pomysł. Przecież mogliby tam przyjechać, zabrać mnie stamtąd i zamknąć w wiezieniu.  A on powiedział - że tak, właśnie o to chodzi żeby mogli cię znaleźć. Powiedział, żebym w liście napisał, że będę tam 10 dni i żebym podał porę dnia kiedy mogą zadzwonić i że w momencie gdy otrzymają ten list, to będą wiedzieli co z tobą zrobić.  I napisałem w tym liście wszystko co kazał mi napisać. Powiedział, że byłem gotów spędzić te dwa lata  w więzieniu bo chciałem być wolny. Pamiętam, że w momencie jak wrzuciłem ten list do skrzynki pocztowej, to dokładnie w tym momencie chciałem włożyć do tej skrzynki rękę i wyciągnąć go stamtąd. Pomyślałem sobie wtedy, że robię olbrzymi błąd. Że dlaczego go słucham. Że on nawet nie był w więzieniu. Następne 10 dni to było najdłuższe 10 dni w moim życiu. Nie mogłem spać. Rozważałem o tych nowych „ekscytujących relacjach”, które nawiążę w więzieniu. Po upływie tych 10 dni poszedłem do telefonu i trząsłem się ze strachu. Zadzwoniłem do biura w którym był ten kurator. Odebrała jakaś kobieta i powiedziała, że on spodziewa się telefonu ode mnie. Telefon odebrał mężczyzna, którego zbyt dobrze nie znałem. Byłem w jego biurze kilka razy. Nie miał żadnego powodu żeby mi pomóc poza tym, że przeczytał list który tak naprawdę napisali za mnie anonimowi alkoholicy. List który nie był moim pomysłem. I on mi wtedy powiedział, że przeczytał mój list, rozmawiał ze swoim kierownikiem i że rozmawiał z sędzią i wspólnie zdecydowali, że nie muszę iść do tego więzienia ale dał mi listę rzeczy, które miałem zrobić. Przenieśli moją sprawę do Las Vegas. Przez rok musiałem się tam zgłaszać do pewnego mężczyzny. Musiałem brać udział w zajęciach dotyczących alkoholizmu i jazdy pod wpływem alkoholu i co miesiąc musiałem do sądu wysyłać pewną sumę pieniędzy. To wszystko były rzeczy które chętnie robiłem. Pamiętam, jak odszedłem od tej budki, to nie wiedziałem czy mam płakać czy się śmiać. Co za niesamowite uczucie. To był taki pierwszy posmak takiej prawdziwej wolności. To było tak, jakbym dostał pocztówkę od Boga, w którego nawet nie wierzyłem. I na tej pocztówce było napisane - Drogi Bob jestem po twojej stronie - Bóg. To był pierwszy raz w życiu, kiedy podjąłem się działania, które zasugerował mi ktoś inny, a którego nie chciałem się podjąć.
Czy to nie jest istota poddania się ? Gdy oglądasz film wojenny i jest ten moment poddania się, to co widzisz ? Widzisz ludzi, którzy tak naprawdę nie mają wyboru. Albo się poddają albo umierają. I uznając ten fakt, oni składają broń  i w ten sposób bronią samych siebie. Odchodzą z tego pola bitwy, odchodzą od tego czołgu. Składają broń i noże. I stają się bezbronni. I czekają aż ktoś powie im co mają teraz zrobić. Czy nie jest to dokładnie to, co robimy w anonimowych alkoholikach. Na trzeźwo rujnujemy swoje życie mając oczywiście dobre intencje i w wyniku tego stajemy się gotowi do tego, aby być sponsorowanym.
Przez wiele lat tkwiłem w sytuacjach, które były wynikiem decyzji podjętych pod wpływem własnego ja. I miałem problemy. I robiłem to. Nikogo innego  nie mogę za to obwiniać. Schrzaniłem to. I nie wiem co robić. Jedyne, co mogłem zrobić, to pokazać się tutaj i zachowywać się tak, jak ktoś, kto ufa Bogu. I za każdym razem jak to robię, to jest ok. I za każdym razem kiedy podejmuję działania, które są tak naprawdę sprzeczne z tym co czuję i z moim strachem, wciąż uzmysławiam sobie, że jestem w błędzie. Znowu, po raz kolejny jestem w błędzie. Miałem wielkiego przyjaciela Kita Luisa i on miał podobną przeszłość jak ja. On też brał udział w wielu terapiach i pracował jako terapeuta. I gdy zaczął trzeźwieć jego sponsor poprosił go, żeby wziął kredkę i w łazience na lustrze napisał - Kid jesteś w błędzie, mylisz się. No ale on oczywiście kłócił się ze swoim sponsorem, powiedział mu, że ma niskie poczucie wartości i ze to nie jest dla niego. A sponsor mu powiedział - po prostu to zrób. Gdy miał miesiąc trzeźwości obudził się któregoś dnia i atakowała go jego własna głowa. To był jeden z takich poranków, które ja też znam z tego wczesnego okresu trzeźwienia. Po co ja mam iść do pracy, przecież mnie nie lubią. Ta praca prowadzi donikąd. I tak pewnie chcą mnie zwolnić. Nawet nie mogę się umówić na randkę. Zestarzeję się sam i będę w jakimś przytułku dla starszych ludzi. Wydaje mi się, że mam guza mózgu. Już czuję jak rośnie. I wszedł wtedy do łazienki i zobaczył ten napis na lustrze - Kid jesteś w błędzie - i pomyślał sobie - O Boże , dzięki.
Jeśli to jest dla ciebie trudne, żeby przyznać się do tego, że jesteś w błędzie, to będzie ci tu bardzo ciężko. Ta redukcja ego i własnego ja wymaga takiej ciągłej gotowości do tego, żeby przyznać się, że być może nie mam racji. Moje ego nie interesuje to, że mnie zabije, tylko to, że po mojej śmierci wszyscy zorientują się, że to ja miałem rację. Ego to jest mój wróg.
To jest ten sam szept, który słyszę w głowie. Który doprowadził do tego, że straciłem pracę, że deptałem przyjaciołom po piętach, że rujnowałem relacje i że sabotowałem samego siebie. W procesie pisania tej inwentury, odbywa się taka masowa redukcja tego mojego własnego ja, tego ego. Zanim zrobiłem Krok IV według wytycznych z Wielkiej Księgi, zrobiłem też kilka innych. Napisałem historię życia. To powinni nakręcić z tego film. Odpowiedziałem na 36 pytań z Kroku IV tego z 12/12, łącznie z tym, że przeanalizowałem to pod kątem 7 grzechów głównych. I tak naprawdę nic się nie zmieniło. I tak naprawdę, gdybyś po tym wszystkim zapytał mnie, w jaki sposób kogoś skrzywdziłem, no to w odpowiedzi może bym powiedział trochę o tym, że ukradłem komuś pieniądze, trochę jakiś rzeczy z inwentury seksu i może o kilku osobach, które zraniłem. Ale gdybyś mnie zapytał o to samo, po tym jak zrobiłem to według wytycznych z Wielkiej Księgi, to byłbym przytłoczony tym, jak bardzo myliłem się na przykład w kwestii moich rodziców, tego jak ich raniłem. Jak bardzo myliłem się w kwestii mojej siostry, moich braci, moich szefów. I w środku tak naprawdę czułem, że nic nie wiem. I w momencie kiedy przyznajesz się przed sobą, że nic nie wiesz, świat otwiera przed tobą możliwości. Bo jak już coś wiesz, to nie możesz się nauczyć czegoś nowego. W Stanach był taki świetny psychiatra, który prowadził wykłady w trzech ośrodkach, w których byłem. Nazywał sie doktor Twelski. Napisał kilka książek o alkoholizmie. W trzecim ośrodku w którym byłem, on miał wykład i po nim podszedł do mnie i porozmawialiśmy. Powiedział coś, czego wtedy nie rozumiałem, ale to było idealne. Powiedział, że stan ludzi takich jak ja, nigdy się nie poprawia. I że pomimo tego, że tak naprawdę w ogóle nie mam poczucia wartości, to mam olbrzymie ego. I że nasze ego jest tak wielkie, że nie jesteśmy w stanie słuchać nikogo. Czyli nie jestem w stanie usłyszeć czegoś nowego. Jedyne co słyszę, to potwierdzenie tego, że ja mam rację. To mogę usłyszeć, ale nic nowego. I wtedy tego nie rozumiałem, ale to było bardzo prawdziwe. Gdy jesteś osobą typu - ja wiem wszystko, to nie możesz się nauczyć niczego nowego. To jest jak taki zamknięty system. Jeśli więc jesteś takim zamkniętym systemem, to do środka nie może się dostać nic nowego, a jak nie dostanie się nic nowego, to nic się nie zmienia. Jest takie powiedzenie, że jeśli nic się nie zmieni, to nic się nie zmieni. Niektórzy z was mogą pomyśleć, że to wszystko fajne, ale jaki to ma związek z Bogiem. Mój pra sponsor Chuck mówił, że Bóg wypełnia te wszystkie puste miejsca. Nie musisz znaleźć Boga. Wystarczy, że opróżnisz siebie z siebie i Bóg wtedy znajdzie miejsce dla siebie. Gdy wchodzimy na etap IV-tego Kroku to czytamy, że mamy teraz podjąć taki wysiłek, żeby zobaczyć i zmierzyć się z tymi rzeczami, które nas blokowały. I to dość dziwne, ale tak naprawdę w obietnicach programu, to nie drugi ani nie trzeci Krok obiecuje nam to, że zbliżymy się do Boga, tylko piąty. To dopiero w V-tym Kroku mamy taką obietnicę, że w momencie jak zostaniemy uwolnieni od tych rzeczy, które nas blokują, to poczujemy bliskość Boga. Na 65 stronie jest napisane, że być może kiedyś w coś wierzyliśmy, teraz zaczynamy przeżywać nasze doświadczenie duchowe. Zaczynamy doświadczać tego. Jeśli wystarczająco się skurczę, to, to światło Boga może się przebić przeze mnie. I to doprowadza nas do Kroku VI-tego i VII-mego. Jeden z moich sponsorowanych nazywa Krok VI-ty - krokiem Judasza. Judasz był jednym z 12-tu, który zdradził Chrystusa. I on też powtarza, że jeśli jesteś w Programie np przez 20 lat i coś nie działa, to prawdopodobnie jest to problem w Kroku VI-tym. A dlaczego tak jest ? Jest tak dlatego, ponieważ bardzo łatwo jest oszukać samego siebie, że jestem gotowy, gdy w rzeczywistości nie jestem do tego gotowy. Jestem całkowicie gotowy aby Bóg usunął konsekwencje moich działań, ale ja chcę zatrzymać te zachowania. A to jest zestaw. Nie możesz oddzielić jednego od drugiego. Jakie są moje wady charakteru. Co to za wady. W inwenturze mówimy o nieuczciwości, egoizmie, strachu, urazach, o siedmiu grzechach głównych, pysze, chciwości itd. Czym one są ? Dla mnie to są takie mechanizmy obronne, które chronią mnie przed życiem, które czasami bywa przerażające. Złość jest mechanizmem obronnym, którego używam, gdy czuję się zagrożony. Moje pożądanie jest mechanizmem obronnym przed samotnością i pustką. Dlatego bardzo często godzimy się tylko i wyłącznie na seks, bo nie wiemy jak być z kimś intymnie. Plotkowanie sprowadza się do tego, że niszczę ludzi, redukuję ich do zera po to, żeby samemu poczuć się ze sobą lepiej. Tylko że problem polega na tym, że z czasem to wszystko przestaje działać. Złość już nie chroni mnie przed niczym. Tylko eskaluje konflikty. Pożądanie wcale nie rozwiązuje problemu samotności i pustki. Tak naprawdę tylko to pogarsza. I mam tylko kaca po takim doświadczeniu. Więc dlaczego się trzymam tych rzeczy ? Wiele lat temu w Stanach, w telewizji był puszczany taki program. Jego tytuł to był "..." Był o dwóch ratownikach medycznych, którzy pracowali dla straży pożarnej i którzy pomagali ludziom w problemach. I był taki odcinek, w którym taka mała dziewczynka stała obok takiej maszyny i ona włożyła rękę do tej maszyny i ta ręka w niej utknęła. Jej rodzice byli z nią i próbowali jej pomóc wyciągnąć tę rękę, ale nie byli w stanie nic zrobić, bo ją to bardzo bolało. Ta dziewczynka płakała a rodzice byli bardzo zdenerwowani. I wtedy podjechał tam wóz strażacki i ci ludzie wzięli jakieś topory i piły, żeby wyciąć coś i zrobić jakby drzwiczki. Ale ten plan tę dziewczynkę jeszcze bardziej denerwował. I jeden z tych pracowników medycznych obserwował to wszystko i podszedł do tej dziewczynki i zapytał - kochanie czy trzymasz coś w dłoni? I ona odpowiedział - tak, batonika. Poprosił, żeby puściła tego batonika, ale ona zaczęła krzyczeć - nie, nie to mój batonik, to mój batonik .... i "to moje pożądanie, to moja chciwość, to moje porno, to moje wady, to moja złość". I on wtedy zdał sobie sprawę, że ona nie chce tego puścić. Więc wycofał się, a minutę później podszedł do niej. Ona była bardzo sceptyczna. I on jej powiedział - kochana chcę ci coś obiecać. I powiedział, obiecał, że gdy ona puści tego batonika, tego pokruszonego już batonika, to on jej da dwa nowe batoniki. Ona popatrzyła na niego i powiedziała - naprawdę ? Odpowiedział - obiecuję. I ponieważ zaufała mu, puściła tego batonika i wysunęła rękę z tej maszyny. Więc zadajemy sobie pytanie - co jest twoim batonikiem ? I czy ufasz Bogu na tyle, że zamieni On to na coś lepszego ? I niektórzy z nas próbują wręcz tak zamordować nasze wady charakteru. Pozbawić je życia. Więc co mam zrobić ? Kiedyś, wiele lat temu odkryłem coś zupełnie przez przypadek. Chciałem rzucić palenie. Paliłem trzy paczki papierosów dziennie. Mój ojciec zmarł na nowotwór spowodowany paleniem. Bałem się, że zachoruję na raka płuc. Trzy razy próbowałem rzucić palenie. Naprawdę, naprawdę próbowałem. Jedyne co mi się udawało, to wytrwanie w tym postanowieniu przez trzy tygodnie a potem wracałem do palenia. Czułem się beznadziejnie i czułem się bezsilny. Pojechałem na jakąś konferencję służb i siedząc w kawiarni usłyszałem rozmowę. Dwóch mężczyzn siedziało obok mnie i jeden zadał drugiemu pytanie – kiedy rzuciłeś palenie ? Drugi odpowiedział – nigdy nie rzuciłem. Czy ty w ogóle paliłeś, bo znam cię od 6 lat i nie widziałem cię z papierosem. On odpowiedział – tak, paliłem, ponad 2 paczki dziennie. No to jak rzuciłeś ? Jak to się stało ? A on odpowiedział – nie byłem w stanie rzucić. Przestałem próbować rzucić. I zacząłem po prostu codziennie prosić Boga o pragnienie zaprzestania palenia bez takiej intencji , że rzucam. I ja usłyszałem to . I pomyślałem sobie, no tak, ja nie mogę rzucić ale to mogę robić. Mogę codziennie o to prosić. I zacząłem to robić. Codziennie rano wstawałem i odpalając papierosa mówiłem Bogu, że ja nie rzucam, ale gdybyś tylko mógł dać mi to pragnienie, żebym przestał. Robiłem to codziennie przez 6 miesięcy i któregoś dnia obudziłem się i … coś się stało. Bałem się uwierzyć w to, że doszło do jakiejś zmiany. Nie smakował mi już ten pierwszy papieros, którego zapaliłem. I od tamtego czasu nie zapaliłem papierosa. Zostało to usunięte, odebrane. Ale wymagało to takiego ciągłego wysiłku i takiego bycia gotowym do tego przez te 6 miesięcy. Bill gdy po raz pierwszy napisał VI-ty Krok, to nie użył zwrotu „być gotowym” tylko „być skłonnym”. I tak naprawdę to nie są uczucia, tylko te rzeczy dotyczą działania. Kiedy pierwszy raz przetrzeźwiałem, to tak bardzo bałem się powrotu do picia, że chodziłem na 2 mityngi dziennie. Czasami nawet więcej jak był to na przykład dzień wolny od pracy. Codziennie dzwoniłem do sponsora. Podejmowałem się w AA różnych zobowiązań, chodziłem z innymi ludźmi na odwyki. Na jednym mityngu byłem rzecznikiem a na drugim osobą witającą. Gdy miałem wolny czas, a nie byłem na mityngu, to byłem na kawie z ludźmi z AA. I w wyniku tych działań obsesja do picia została mi odebrana i to tak zostało. Gdybyś tak obiektywnie obserwował mnie w ciągu tego pierwszego roku trzeźwienia, to z pewnością zauważyłbyś jedną rzecz. Że moje działania wyrażały to „bycie skłonnym” do nie picia. W AA jest takie powiedzenie, że bez Niego nie mogę, ale beze mnie On tego nie zrobi. Czyli te wszystkie działania, które podejmujemy w anonimowych alkoholikach, tak naprawdę pozwalają nam doświadczyć tej łaski, która zmienia nasze życie. A ta łaska to jest taki „spadek”, który mi się należy, do czego mam prawo. Ale problem polega na tym, że ten spadek jest jak wiatr, który wieje nad oceanem. Jeśli jesteś w łódce i nie wiesz jak ustawić te żagle, to ten wiatr tak naprawdę może spowodować, że posuwasz się do tyłu albo nawet może przewrócić tę łódkę. Ale gdy ktoś, kto zrobił to już wcześniej, pokaże ci jak ustawić te żagle, to tak naprawdę ta łódka może cię zabrać w niesamowite miejsca. Myślę, że o to chodzi we wspólnocie Anonimowych Alkoholików. Chodzi o podjęcie takich działań, które spowodują, że znajdziesz się w takim miejscu, żeby złapać ten wiatr, żeby doświadczyć tej łaski.

------------część piąta

Życzyłbym sobie abyśmy mieli więcej czasu. Ale nie mamy W związku z tym przeskoczę teraz tylko przez kilka następnych Kroków, ale chciałem powiedzieć, że z Kroków o których teraz mówimy najważniejsze są Kroki VIII i IX. Myślę sobie, że jest bardzo duża różnica pomiędzy zrobieniem wszystkich zadośćuczynień, a zrobieniem wszystkich zadośćuczynień z wyjątkiem jednego. To jedno zadośćuczynienie, którego z różnych powodów nie chcesz zrobić, ciągnie cię w dół. Widziałem wielu ludzi z abstynencją bardzo długą, nawet dwudziestoletnią, którzy odrzucili zrobienie tego jednego zadośćuczynienia i to wyglądało jak taki balon na uwięzi. Dr Silkword w „Opinii lekarza” opisywał tylko alkoholików i opisywał nas jako chronicznych alkoholików. Właściwie coś łączy wszystkie chroniczne choroby. Są chroniczne cukrzyce. Chroniczne choroby serca albo chroniczni alkoholicy. Jeżeli chorujesz na jakąś chroniczna chorobę, musisz się poddać bardzo ostremu, wymagającemu reżimowi, aby utrzymać się przy życiu. I dla nas to jest te pierwsze dziewięć Kroków. Ale tak jak dla ludzi chorych na chroniczne choroby serca, czy chroniczną cukrzycę, jakby ustabilizowanie tego fizycznego stanu to jest dopiero początek nowego sposobu życia które […]. Ja jako alkoholik jestem właśnie taki. Niezależnie jaka jest moja kondycja jednego dnia […]. Jeżeli miałem niski poziom cukru wczoraj, to nic nie znaczy o poziomie mojego cukru dzisiaj. Więc mamy Kroki X i XI. To są Kroki wzrostu. Rozmawiałem z przyjacielem , który jest nurkiem. Zajmuje się nurkowaniem. I ci z nas, którzy nurkują czegoś się nauczyli, tej biologii morskiej. Istnieje na przykład typ rekina, który jest tak skonstruowany, że cały czas płynie do przodu. I on musi płynąć cały czas, żeby tlen zawarty w wodzie mógł dostać się do jego organizmu. Jeśli byłby bez ruchu, to by się zaczął odtleniać, czyli dusić, więc te rekiny nauczyły się nawet płynąć podczas snu. Ja w taki sam sposób do tego podchodziłem. Mogę wykonać spektakularną pracę jeśli chodzi o pierwsze dziewięć Kroków. Wyobraźcie sobie pojemnik na wodę w toalecie. Spuszczasz wodę – pojemnik się opróżnia, ale w tym samym momencie ona zaczyna się napełniać. Więc bez Kroków X i XI ten pojemnik szybko znów by się napełnił i znów zostałbym sam ze sobą. Chciałbym teraz poświęcić kilka minut mówiąc o Kroku XII-tym. Jeśli chodzi o zachowanie trzeźwości nie ma nic silniejszego. Początek rozdziału „Praca z innymi” mówi "Praktyka dowodzi, że nic lepiej nie umacnia niezależności od alkoholu, jak intensywna praca z innymi alkoholikami". Intensywna, to nie oznacza - raz na jakiś czas. Ja myślę, osobiście, że na podstawie tego Kroku, tylko tego Kroku, możesz zachować trzeźwość, możesz nie być szczęśliwy, ale możesz zachować trzeźwość do końca życia. Moje doświadczenie jest też takie, że moja intensywna praca w ramach Kroku XII-tego trzymała mnie w trzeźwości i abstynencji, ale doprowadziła mnie do takiego cierpienia, że stałem się gotowy do zrobienia reszty Kroków. Niech podniosą ręce ci, którzy chodzą do więzień albo na detoxy. Jesteście ludźmi, którzy niosą posłanie do miejsc, w których ja kończyłem wielokrotnie. Raz za razem. Wiem jakie to jest czasami niewygodne. Wiem, że robicie to z nadzieją, że być może któregoś dnia uratujecie życie komuś. A ilu z was sponsoruje ? To ja teraz będę mówił do tych, którzy nie podnieśli rąk. To co powiem nie mówię po to, by ktoś z was źle się poczuł. Absolutnie nie myślcie tak. Ale jeśli się źle poczujecie to dobrze. To dla was bonus.
Jak się pyta czasami ludzi dlaczego nie sponsorują, to odpowiadają coś takiego, co wydaje się smutne. Oni czasami nie piją 5 czy 10 czy 15 lat, są cały czas w depresji, więc ja się pytam ich - dlaczego nie sponsorują. Oni odpowiadają, że próbowali kiedyś z trzema osobami, ale te osoby nie osiągnęły trzeźwości, więc zrezygnowali. Ciekaw jestem skąd taki wniosek. Chciałbym opowiedzieć i opowiadam niektóre historie Billa Wilsona. W 1934 roku, w grudniu Bill opuścił szpital w Nowym Jorku. Był całkowicie samotny. Nie miał książki, nie było sponsorów, nie było mityngów. Wpadł na taki pomysł (od Boga) że jak będzie pomagał innym alkoholikom, to zachowa trzeźwość. Więc od grudnia 1934 do maja 1935 roku (5 miesięcy bez 10 dni) Bill pracował z 96 alkoholikami i żaden nie przestał pić. Miał 96 porażek. Jeden człowiek popełnił samobójstwo w jego domu. Ktoś ukradł z jego domu dzbanek do kawy i sprzedał za butelkę ginu. Kto inny ukradł mu jego jedyny garnitur i sprzedał za butelkę whisky i nikt nie pozostał trzeźwy do momentu, w którym Bill spotkał dr Boba. Więc jeśli pomagaliście trzem osobom i one nie zachowały trzeźwości, to macie jeszcze przed sobą 93 próby i dopiero wtedy możecie dojść do takiego wniosku i zniechęcenia. Gdy Bill próbował pomagać tym 96 ludziom, to nie wyobrażał sobie jaki to będzie miało wpływ na świat. Gdy przestałem pić to mój sponsor wepchnął mnie do służby dwunastego Kroku. To było bardzo niewygodne dla mnie. Mówił - będziesz chodził na mityngi na detox i nie po to, by być tam szefem. Miałem sie wpisać na listę i chodzić na mityngi do więzienia. Chciał też bym się znalazł na liście 12-tego Kroku i cały czas mi powtarzał - pomagaj innym, pomagaj innym, pomagaj innym. Więc pewnego dnia mu powiedziałem - rozumiem co do mnie mówisz ale na litość Boską nie myślisz, że ja trochę powinienem popracować nad sobą ? On cofnął się i powiedział- przestań ! pracować nad sobą ??? ty już chyba dość długo (wiele lat) pracowałeś nad sobą. I poszedł. Ja byłem wiele lat na terapii (przed rozpoczęciem Programu) i próbowałem robić to wszystko (pracę nad sobą) ale to była porażka. Więc ja poświęciłem się mojemu jednemu celowi, najważniejszemu celowi. My nie trzeźwiejemy dla siebie samych. Wspólnota AA jest jedyną organizacją (że tak powiem) do której możesz przyjść jako gruba ryba i jak masz dużo szczęścia, to skończysz jako sługa. Jeżeli jesteś tutaj tylko po to, żeby brać - to właściwie nie wiem co, poza alkoholizmem zdobywasz (śmiech). Jeżeli stajesz się dawcą, to możesz uzyskać wszystko. Tak stało się u mnie, w pierwszym tygodniu mojej trzeźwości, kiedy szedłem z detoxu. Nie znałem nikogo i właściwie nie czułem się jakbym do was przynależał. Ale był ran jeden człowiek. Ten człowiek dał mi kierunek w jakim mam podążać. On wziął mnie na bok po tym mityngu i powiedział - my potrzebujemy twojej pomocy. My potrzebujemy kogoś takiego jak ty, kto jest stosunkowo świeży. Kto przed mityngiem będzie mógł stać przy drzwiach, wypatrywać nowych ludzi, przywitać ich i dać im nadzieję, powiedzieć, że jeszcze niedawno czułem się tak samo jak ty. On powiedział, że ci młodzi/nowi ludzie, którzy przychodzą, to mnie nie uwierzą, bo ja nie piję 10 lat, ale ty nie pijesz dopiero tydzień i wiesz dokładnie jak się czuje ktoś w swoich pierwszych dniach. I możesz ich przywitać i sprawić, że być może będą się czuli ciepło przywitani i to być może im pomoże. I postawili mnie jako witającego. I dali mi taką pracę, że musiałem podawać ręce każdemu i pytać się  jak długo jest trzeźwy. Jeżeli w ten sposób wyłapywałem kogoś nowego albo kogoś, kto nie był z naszej Grupy, to moim zadaniem było, żeby on poczuł się ciepło przywitany. I być może ja nie uczyniłem nic by ktokolwiek poczuł się dobrze, ale ja poczułem sie dobrze. Od takiego pytania ludzi ja sie czułem, że to jest MÓJ MITYNG. To jest takie dziwne czy śmieszne jak zdobywasz to, co dajesz. Ja wierzę w to, że jeżeli nie próbujesz pomagać innym, to związujesz Bogu ręce. Bo On pracuje poprzez ludzi, którym ty pomagasz, żeby pomóc tobie. W AA jest takie powiedzenie, że nie zachowasz niczego dopóki najpierw tego nie oddasz, ale ja myślę, że to nie jest prawda. Ja myślę, że tego nie dostaniesz dopóki nie oddasz. Opowiem wam krótka historię jak Bóg działa przez służbę. Mój jedenasty rok trzeźwości był jednym z takich moich najtrudniejszych. Byłem w sześcioletniej relacji z kobietą, przez cztery lata byłem żonaty. Miałem dwuletnią córeczkę, którą kochałem. Byłem pierwszą osobą, która trzymała ją na rękach po jej urodzeniu, kiedy pierwsze łzy popłynęły z jej oczu. Ona skradła moje serce. Moje serce należało do niej. I w jedenastym roku mojej trzeźwości przechodziłem przez rozwód z matką tego mojego dziecka. Ja nie rozumiałem za bardzo tego. Dzień po rozwodzie moja już eks żona, z tą moją ukochaną córeczką zamieszkała razem z moim podopiecznym. Ja odkryłem, że oni sypiali ze sobą przez ostatni rok mojego małżeństwa. To mnie mało co nie doprowadziło do szaleństwa. Nie chciałem przyjąć (na początku) tego, że moja przeszłość doprowadziła do takiej sytuacji. Wiem, że Bóg pomaga takim ludziom jak ja, kiedy ja jestem gotowy przyjąć taką pomoc. Jedną z najcięższych rzeczy w tej sytuacji było to, że ja tęskniłem za swoją córką. Po rozwodzie miałem takie prawo, żeby widywać się ze swoją córką. Musiałem jednak iść do tego domu, gdzie oni wszyscy mieszkali razem, żeby móc ją  stamtąd odebrać. I umówiłem się, żeby to zrobić. I miałem taki wielki plan, żeby spędzić dzień z moją córką. Pojechałem pod bramę, zaparkowałem samochód. Pamiętam, jak szedłem do tych drzwi, jak bałem się. Zadzwoniłem do drzwi. I wiecie co ? Szczęśliwa para otworzyła mi drzwi. I oni zawołali - Kate, Kate twój[ ... ]przyszedł i córeczka przyszła. Wziąłem ją do samochodu i pojechaliśmy w jedno z miejsc, gdzie jest straszna, niejadalna pizza ale jest też tam dużo zabaw dla dzieci. Wiecie, takie miejsce gdzie jak wydasz sto dolarów to możesz taki pierścioneczek za 10 centów wygrać. Moja córka kochała to miejsce. Chciałem ją wziąć na takie ranczo, gdzie jest dużo zwierząt. Moja córka strasznie kochała zwierzęta. Lubiła się bawić z kurkami i innymi zwierzakami ale najbardziej sprawiała jej radość zabawa z takimi małymi królikami i kucykami. Ona była taka mała, że nawet jak ją posadziliśmy na tym małym koniu to trzeba ją było trzymać ale to było dla niej bardzo ekscytujące. Jak już się nimi nabawiła to usiedliśmy przy jednym ze stołów piknikowych. Moja córka była bardzo spragniona. Była tam taka maszyna, która sprzedawała wodę i colę. Więc zostawiłem moją córkę na teł ławce razem z kobietą, która pracowała na tym rancho mówiąc, że idę tylko zakupić ten napój. Jak wracałem z tą wodą, to usłyszałem jak ta kobieta mówi do mojej córki - Kate, twój tato wraca. Moja córka spojrzała na mnie i na tę kobietę i powiedziała - to nie jest mój tata, moim tatą jest Greg. Poczułem wtedy jak gdyby ktoś mi wbił nóż w serce. W związku z tym, że żyłem na ulicy trochę, byłem bezbronny w tym, żeby stłamsić swoje emocje, więc uśmiechałem się i spędziłem resztę popołudnia z córką. W końcu nadszedł czas żebym ją odwiózł do domu. Podjechałem pod ten dom, w którym oni wszyscy razem żyli. Wziąłem ją na ręce, podszedłem pod drzwi, zadzwoniłem. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich moja była żona i mój były najlepszy przyjaciel i podopieczny. I córka wskoczyła jemu na ręce. Ja się odwróciłem i poszedłem do samochodu. Pojechałem kilka przecznic dalej i zatrzymałem samochód. I rozwaliłem się emocjonalnie. Byłem w tym samochodzie, płakałem i mówiłem do Boga w tym samym czasie. Powiedziałem wtedy Bogu - Boże ja kocham swoją córkę, ale ja nie mogę już więcej jej widzieć, bo to boli mnie za bardzo. Ja nie jestem na to wystarczająco silny. To wszystko złamało mi serce i podjąłem decyzję, że nie będę już widzieć swojej córki. Siedziałem w tym samochodzie i spojrzałem na zegar i uświadomiłem sobie, że byłem spóźniony na jakieś spotkanie. Umówiłem się z jakimś nowicjuszem, że go wezmę na jakiś mityng Krokowy. Zdałem sobie sprawę, że ja nie chcę po niego jechać, że ja chcę jechać do domu i nie myśleć. Ale wy tak wypraliście mój mózg żebym robił to, do czego zobowiążę się żebym robił, więc nie miałem wyjścia. Więc pojechałem na drugi koniec miasta żeby tego "głupiego" nowicjusza wsadzić do samochodu. Podjechałem i ze złością mu powiedziałem - wsiadaj do samochodu i pojechaliśmy na mityng. Jechaliśmy tam chwilę. I on zaczął płakać i powiedział mi, że właśnie dostał wyrok sądowy, po raz kolejny i ten wyrok zabronił mu widzieć się z jego dziećmi. Popatrzyłem na jego ból i zdałem sobie sprawę, że ja jestem w sytuacji, w której jest tylko jedna osoba, która może przeszkodzić mi w widzeniu mojej córki i tą osobą jestem ja. Patrzyłem na tego człowieka i pomyślałem, że on nie może mieć swoich dzieci bo nie może i to nie była jego decyzja, więc ja podjąłem decyzję, że jednak pojadę w przyszłym tygodniu do mojej córki. Tydzień później znowu razem podróżowałem z córką. Ona dziś ma 27 lat i jest najważniejszą osobą w moim życiu a ja byłem o tyle, o tyle, żeby jej już nigdy nie widzieć. I ten nowicjusz w samochodzie myślał na pewno, że to ja jemu pomagam a to on powstrzymał mnie od podjęcia najgorszej decyzji w moim życiu. Mógłbym opowiedzieć wiele takich historii. Mogę dziś powiedzieć, że jeżeli nie sponsorujecie dzisiaj nikomu, jeżeli nie jesteście 12-to krokowcami, to musicie po prostu zacząć to robić. Może mówisz do siebie w tej chwili - nie nadaję się do tego. Nowicjusze to lubią. Może się boisz, że powiesz coś niewłaściwego i zabijesz kogoś. Może zabiłeś kilku przez to, że im nie pomogłeś ? Po prostu to rób.